środa, 12 września 2012

..no i lipa z pilnowania wagi

No i skonczyla sie sielanka. Zaczelo sie od bardzo prozaicznej rzeczy: nie zrobilam wystarczajaco duzo kanapek na tak dlugi dzien. Byl wieczor i decyzja byla sluszna ze nic juz dzis nie jem, mimo sciskania w zoladku. Decyzja zla byla ze zrobie zakupy na nastepny dzien. Nie robic zakupow jak sie jest glodnym.

Po pierwsze mleko 3,5%. Bo 1,5 litra jest tansze niz litr mleka 1,5%. Po drugie bakalie. Przeciez bakalie nie szkodza, mozna je jesc.. poszlo 50 gram bakalii na kolacje i szklanka mleka. Na sniadanie kasza gryczana z mlekiem i bakaliami, byloby ok gdyby nie spojrzenie na tabelke kaloryczna tego nieszczesnego mleka, i okazalo sie ze szklanka ma 160kcal. A wlalam juz dwie. Blad nr 3, wypilam wszystko zeby sie nie zmarnowalo.. ale morale juz poszly w dol. Z tych niskich morali wynikl blad nr 4 i gorzka czekolada. Bo mi smetnie i slabo ciagle, a jak zjem kostke czy dwie to pewnie mi sie zrobi lepiej. Rzecz jasna z kostki lub dwoch zrobila sie cala czekolada (lepiej sie wcale nie zrobilo). Motywacja do odchudzania juz na poziomie zerowym, i propozycja kolegi: moze kebab? Blad 5, nie to lepiej piwo (mniej kalorii i plynne). Rzecz jasna skonczylo sie na tym i na tym. Juz praktycznie panika i rezygnacja przypieczetowana 50 gramami migdalow.

No i dzisiaj z 8 ciastek takich mega kalorycznych i cala czekolada, tym razem mleczna. Chyba z 1600 kcal juz dzis mialam, a jest dopiero 2 po poludniu. Drugi dzien z rzedu zarcia, a powinno byc gora raz na miesiac takie cos.

Wnioski:
- planowac dzien i brac zapasowe, ohydnie zdrowe jedzenie na czarna godzine zeby nie chodzic glodnym
- nie robic zakupow jak sie jest glodnym
- jak wybieram zdrowe jedzenie nie patrzec na ceny
- nie jesc 'bo sie zmarnuje', lac do zlewu, wywalac zarcie do kosza, ile wlezie
- nie kupywac slodyczy na pozniej albo z zamiarem ze zjem troche i zostawie na potem
- nie 'wymieniac' grupowych pomyslow zjedzenia czegos na grupowe picie alkoholu i odwrotnie - zawsze konczy sie tym i tym

Co teraz? Musze sie jakos przeglodzic, i zaczac od nowa. Bieganie by bylo najlepsze. Grunt to sie nie przejmowac teraz tym i nie katowac, bo bedzie tylko gorzej..

wtorek, 11 września 2012

CIMST Summer School

Jakoś się tak zdarza w moim życiu że często wmiksowuję się w jakieś środowisko totalnie z innej beczki i próbuję się wtopić w tłum, poczuć jak to jest być jedną z tych osób.. teraz na tapecie mam osoby co się zajmują biotechnologią, medycyną, technologią chemiczną, nanofizyką, itd. Widzę różnicę, może to i przez to że jest to uniwersytet o wiele lepszy, no i te badania co ci ludzie tutaj prowadzą, to naprawdę są rzeczy sensowne, i które zostają wykorzystane, nie jakaś sztuka dla sztuki, pic na wodę. Mogę więc teraz odszczekać swojego posta "Research to brzmi dumnie", bo tutaj naprawdę są ludzie którzy wiedzą co robią i robią rzeczy naprawdę kosmiczne. Fajnie, odzyskałam wiarę w naukę. I robienie PhD :)

Obserwacja nr 1, osoby te naprawdę pasjonują się nauką, gadają o tym nawet na piwie i na imprezie. Inaczej niż w środowisku informatyków, gdzie jak tylko skończy się obowiązek jest tylko jedno pragnienie: wyłączyć mózg :P Ale jednocześnie są to osoby inteligentne, mają własne zdanie i samodzielne myślenie. Nawet ci "nietechniczni". Średnio też u nich z socjalizacją. Są mili, nie jacyś sztywniacy, ale po zajęciach raczej pójdą wcześniej spać żeby się wyspać niż na rundkę po barach. Ciekawe.

Obserwacja nr 2, dziewczyny: nie znam się wprawdzie, ale powiedziałabym że są to w większości osoby atrakcyjne (jest to środowisko mieszane z różnych krajów, więc nie ma biasu pod tym względem). Jest taki stereotyp, że jak jest dziewczyna co się zajmuje jakimiś naukami ścisłymi, to pewnie jest albo szkaradna albo wygląda jak facet (co w sumie na jedno wychodzi). Patrząc tu wcale bym tak nie powiedziała. Zresztą faceci też są niczego sobie. Na dodatek wśród studentów informatyki dziewczyny wcale nie są mniejszością.

Robimy rzeczy o jakich nigdy bym nie pomyślała że będę mieć okazję. Skanować swój mózg w fMRI robiąc eskperymenty jakie mi tylko przyjdą do głowy. Albo dzisiaj obrazowanie myszy przy pomocy substancji radioaktywnych. Chodzenie po tych wszystkich labolatoriach chemicznych, nanorobotyka, wszystko można zobaczyć, spytać jak działa, porozmawiać tak na luzie. Nanoroboty co będą wstrzykiwane do organizmu i będą przeprowadzać operację od środka, ulepszanie badania rentgenowskiego żeby nie było tak szkodliwe dla zdrowia, modele 3D mózgu, neuronów, naczyń krwionośnych, pojedynczych komórek, wizualizacja prędkości przepływu krwi w organiźmie.. komos. Do tego wykłady z teorii, tzn jak to wszystko działa, od podstaw, od fizyki i chemii po wynikowe obrazy i dane. I jeszcze komputerowe przetwarzanie obrazów, stochastyczne modelowanie przebiegu procesów biologicznych. Może nie nadążam na razie za wszystkim ale nabieram ogólnego pojęcia co by mnie mogło interesować w przyszłości..

środa, 5 września 2012

a taka tęcza

A dlaczego właściwie spektrum widzialne zaczyna się od fioletu a kończy czerwienią, tak ze można je połączyć w głowie w krąg.. jakby taki truman show, wytapetowali nam świat naokoło..

..zaraz zaraz, przecież subiektywnie każdy inaczej widzi kolory.. a jednak każdemu się chyba wydaje że między czerwonym a fioletowym jest gładkie przejście, dlaczego? a to nie jest tak że mózg stara się stworzyć nam jedną gładką spójną całość? żeby łatwiej było żyć? czy nie pokazuje to właśnie jaką mózg potrafi nam sprzedać iluzję? czy to nie jest dobry przykład że tak samo może być z naszym "logicznym myśleniem"?

nawet jeśli nieprawdą jest że każdy widzi kolory inaczej, bo mamy taką samą budowę aparatu wzroku (chociaż chodziło mi o odbiór tych kolorów, wrażenia, ale nieważne), to i tak można powiedzieć że ewolucyjnie się wykształciło to połączenie fioletu z czerwienią, żeby nam stworzyć bezpieczny świat bez luk. A czy nie tak samo kształtowało się myślenie?