wtorek, 7 lutego 2012

Polska

Jak byłam mała (ten czas rozmyślań na początku podstawówki) często myślałam jakiego to ja mam pecha że urodziłam się w takim durnym kraju. Że jesteśmy we wszystkim najgorsi, zawsze dostajemy po dupie, a do tego wmawiają nam że powinniśmy się cieszyć, totalna obłuda. Oczywiście zawsze mogło być gorzej, mogłam głodować w Afryce albo coś..

Potem o tamtych rozmyślaniach myślałam z uśmiechem jaka ja byłam mała i głupia, jasne że zawsze się ma takie wrażenie że u sąsiada trawa bardziej zielona.

Potem wysnułam nawet teorię, widząc zachowanie świadczące o podobnych odczuciach u innych Polaków za granicą że my Polacy to mamy w ogóle jakiś kulturowo ugruntowany kompleks niższości, że to chyba historycznie myślimy że jesteśmy najgorsi, albo jednymi z najgorszych.. i że powinniśmy to zmienić, kurde jak Chinka mi mówi że chciała zwiedzać Polskę ale jej koleżanka Polka powiedziała żeby lepiej tam nie jechać i że nic tam ciekawego nie ma.. no nie powiem jakoś w środku też mam to przekonanie.. i myślałam że trzeba to zmienić, jakoś tą naszą świadomość narodową.

A teraz, teraz wracam do tej pierwszej opinii, to wcale nie jest przekonanie, wrażenie, kompleks, to jest fakt, Polska to totalnie powalony kraj. Smutne jest to że tworzą ją ludzie czyli my Polacy. Im jestem dalej (emocjonalnie, myślowo, nie fizycznie) stamtąd tym bardziej widzę jeden wielki absurd zamiast Ojczyzny. Nie mówiąc jaką mamy opinię za granicą.

Już nawet pomijając politykę. To jest wszędzie, absurd jest wszędzie, w durnych zachowaniach, kulturze, stereotypach, ustawiczne utrudnianie sobie życia poprzez próby zaspokojenia potrzeby udowodnienia innym że się coś znaczy, po trupach do celu. Model rodziny, model związku, teraz sobie myślę jakie to wszystko w co gra dwoje ludzi będących ze sobą jest absurdalne czasami. I wszystko przechodzi z pokolenia na pokolenie. Ewoluuje jakoś w tym dziwnym splocie obrony honoru i aprobaty męczeństwa.. to jak taki kłębek poplątanych nici, i w miarę upływu czasu te sznurki się tylko zacieśniają..

I to nie jest normalne. Nie mówię o bezpieczeństwie materialnym, bo z tym to się można od razu pożegnać, ale emocjonalnym. Przez te chore wzorce bycie razem staje się udręką, związki są budowane na zasadzie męczennica-oprawca, alkoholizm, przemoc, przecież w mniejszych wioskach to norma, jeśli gdzieś bym spotkała kolegę którego ojciec nie pije to bym od razu założyła że pewnie dlatego że nie żyje albo ciężko choruje. Przecież to nie jest normalne!

I to wszystko co zaczyna do mnie docierać teraz to podejrzewam tylko wierzchołek góry lodowej. Ciężko to zauważyć będąc w tym, sama na pewno mam w głowie kupę przekonań które mnie ograniczają.

Jedno główne przekonanie jakie mamy to to że bycie szczęśliwym to nie dla mnie. Odniesienie sukcesu, zabawa, taki scenariusz że wszystko się udaje, nie, no gdzie, to niemożliwe. Musi być bieda, wiązanie końca z końcem, użeranie się z bliskimi, takie życie.

Takie nie jest życie, takie jest życie w Polsce aby :( mamy to tak głęboko wbite do łba że nawet nie aspirujemy do niczego więcej niż to życie na folwarku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz