czwartek, 27 grudnia 2012

bo to chodzi o to..

Bo to chodzi o to żeby żyć świadomie. Na różne sposoby można to osiągać, można muzyką klasyczną, można medytacją, można bieganiem. Celem jest by żyć świadomie.

niedziela, 23 grudnia 2012

. * . + * + .

Ale przecież tu nie ma miłości. Tutaj w tym świecie, to się nie zdarza. Skąd do cholery tyle szajsu w tych komediach romantycznych? Skąd to się bierze? Przecież nikt inny tak nie myśli. To się nie zdarza. I to mi się nigdy nie zdarzy.

Dziwny stan wzruszenia. Przypomina bardzo dzień ze środka września. Płaczę bo wiem jak mogłoby życie wyglądać. Płaczę z uznania, z wrażenia, i z pustki, i z tego kontrastu. Po prostu piękne, piękne dzieło sztuki, wspaniała rzeźba jeszcze powiem, jeszcze spojrzę raz ostatni zanim ją wywalę - bo zwyczajnie miejsca w chałupie nie mam. Bo zwyczajnie nie pasuje do brudnych garów i bajzlu na podłodze, skrzypiących drzwi i dziurawych framug.

Muszę zebrać drewno, zima się zbliża. Tak żeby wystarczyło. Żeby nie zamarznąć. Okna dziurawe, wiatr hula, nie mam nikogo do pomocy. Nie ma nikogo w promieniu 10 km. Jestem zdana tylko na siebie. A natura nie ma litości. Ostatnie chwile przed zmrokiem.

Zanim jeszcze cię spotkam, zanim się przytulę, już przygotuję taką foliową blaszkę między nas. Żeby nic nie było naprawdę. Żeby przypadkiem nie uwierzyć. Żeby przypadkiem nie poczuć. Czegoś. Żeby zostać po swojej stronie. Żeby nie oczekiwać. Żeby nie czekać. Nienawidzę czekać. Nienawidzę się rozczarowywać. Dlatego boli jeszcze zanim cię stracę. Zawsze boli jeszcze przed. Nie chcę już cię więcej spotykać. Boję się ciebie. Nie wierzę już w nic. I wcale nie jest tak że mnie to nie obchodzi. Boli cholernie. Boli pustka. Skoro boli to nie jest obojętność, prawda? I za te wszelkie uczucia, tak mi wstyd..

czwartek, 20 grudnia 2012

Kobiety..

Kobiety pojmują świat konceptualnie. Tzn mają taką tendencję myślę. Dziś to zauważyłam, dotarło to do mnie.. odśnież samochód. Ok, jak się odśnieża samochód? Bierze się łopatkę i skrobie się po szybie. Ok, więc kobieta bierze łopatkę i skrobie po szybie. Po pięciu minutach facet bierze od niej tą łopatkę i odśnieża samochód.

Obserwowałam ich dzisiaj i nie mogłam się napatrzeć. Kobieta nie skupia się na tym co ma być efektem czynności, ona się skupia na tym jaka to ma być czynność. Na serii wskazówek. Zupełnie jakby nie rozumiała zamierzonego związku między czynnością a efektem, jakby świat w jej umyśle działał na zasadzie jakiś magicznych praw. Jeśli weźmie się łopatkę i pomacha to samochód w magiczny sposób stanie się odśnieżony. Co gorsza chyba nie jest nawet w stanie ocenić czy samochód faktycznie staje się odśnieżony, bo mimo tego że skrobanie nie dawało efektów, ona ze zniecierpliwieniem drapała nadal w ten sam sposób. Jak pocieranie magicznej lampy dżina... no, dalej! no weź zacznij działać!

Skąd to się bierze? Nie wiem.. wydaje mi się że ja tak nie myślę, choć wiadomo, być może tylko wydaje się. Tzn. zastanawiam się czy to się bierze z różnic w wychowaniu czy w różnic w biologicznej budowie mózgu. Czy to zagadnienie socjologiczne czy biologiczne.

sobota, 15 grudnia 2012

Kolejne pół roku minęło. W zasadzie nie pół roku a semestr, 4 miesiące. Nie wiem czemu ale mam potrzebę podsumowania czegoś. Czuję się inną osobą. Wyraźnie inną niż kiedy tu przyjeżdżałam. Dwie rzeczy się zdarzyły. Dwa razy udało się być z kimś blisko i nie spowodowało to utraty tej osoby. Głupia rzecz która przytrafia się wszystkim ale nigdy mnie. Bardzo dużo to dla mnie znaczy. Bo w jakiś sposób czuję się.. bezpieczniej. Bo zaistniała możliwość że ludzie istnieją naprawdę. Bo okazało się że czasem można na nich polegać. Że nawet może być tak że to co mówią do mnie jest realne. Jakaś spójność świata została przywrócona.

I co więcej wiem, to to że fakt iż zwykle wszystko wygląda na poszatkowane i niespójne tylko i wyłącznie wina mojego postrzegania. To wspaniała wiedza, bo już się bałam że naprawdę nie ma tu nikogo z kim mogłabym się porozumieć. Nie obchodzi mnie tak naprawdę czy jak kogoś pokocham czy będzie to odwzajemnione czy nie. Jak to ktoś powiedział, z tych rzeczy już dawno powinnam wyrosnąć. I to prawda. Moje całe cierpienie było spowodowane czym innym, tą niespójnością, nieprzewidywalnością zachowania innych osób, tym że nigdy nie wiedziałam czy to co druga osoba mówi jest realne, czy jest tylko losowym ciągiem słów za którymi nic nie stoi. To okropne uczucie żyć w matrixie, w truman show. Ogromnie jestem wdzięczna za tych parę chwil.. prawdziwych.

Może być tak że teraz będzie już tylko lepiej. Że w końcu udało zrobić się ten jeden krok naprzód. Jeden może być ten pierwszy. Dziękuję, ogromnie dziękuję.

środa, 5 grudnia 2012

Następny koniec świata

To jak chodzenie po linie. Jeden zły krok i lecisz. Na moment odwrócisz uwagę i lecisz. Spojrzysz w bok i lecisz. Tak łatwo mi wypaść z emocjonalnej równowagi. To jest jak jakaś substancja psychoaktywna, jak alkohol, jak napad. Po tym jak minie nie rozumiem wcale o co mi chodziło. Pamiętam czasy gdy w tym stanie byłam prawie non-stop. Liceum. Potem było lepiej, zostawało już tylko na parę tygodni, dni, teraz czasem udaje się już w jeden dzień z tym uporać. Ale co w życiu sobie namotam to namotam. Wysyłanie wiadomości, wydzwanianie, "musimy porozmawiać", "bo mi się wydaje", "męczy mnie to", "już nie mogę", "zostaw mnie w spokoju", "albo pogadamy teraz albo nie chcę cię znać", "nienawidzę cię". W momencie gdy to piszę wydaje się to takie prawdziwe i oczywiste. I wszystko w uczuciu totalnego rozbicia, poczuciu zagrożenia, jakby conajmniej trzecia wojna światowa się rozpętała. Jakby ktoś chciał mnie zabić. Czuję że muszę się bronić, że zrobię wszystko żeby oddać cios, jeszcze zanim nadejdzie. Emergency. Ogromny stres. Nie mogę myśleć, chcę gdzieś uciec, się schować. w osobach na których mi zależy nagle widzę największych wrogów.

Staram się wtedy nic nie robić. Idę do domu, śpię. Tłumaczę sobie że to tylko kolejny napad, że nie mam racji, że wszystko co w tym momencie dociera do mojej świadomości jest zniekształcone przez mój strach. Że nie wolno mi sobie ufać. Czasem się udaje przeczekać. Czasem nie. Czasem zaczynam wierzyć w to, i podejmować działania. Kiedyś jak przeszło nie potrafiłam się przyznać że byłam w błędzie. Teraz chociaż potrafię, przyznać się przed sobą. Dzięki temu nauczyłam się z tego stanu trwale wychodzić.

Tylko jak to potem wyjaśnić drugiej osobie? Jak to w ogóle wygląda dla innych? Myślę że niezbyt dobrze skoro właśnie w ten sposób tracę ludzi ze swojego życia. Chciałabym to zrozumieć, ten mechanizm. Ale się go boję. Gdy jestem w środku nie widzę niczego poza tą moją paranoją. Jak jestem na zewnątrz, jak teraz, to boję się do tego wracać myślami. żeby znowu w to nie wpaść.

Nie wiem jeszcze jak z tego wyjść. To jak ze snem. To jak z budzeniem się samemu w śnie. Bardzo ciężko jest się obudzić, nawet jeśli sobie człowiek zdaje sprawę że śni. Jedyne co pozostaje to czekać. Ale czasem już nie można znieść tego koszmaru. Czasem ma się ochotę skoczyć we śnie, uderzyć się, wpaść pod samochód, żeby tylko się obudzić. Wtedy wysyłam te durne wiadomości, i czasem daje to tego kopa którego mi było trzeba. Tylko że wtedy tracę ludzi. Tak się boję że znowu kogoś straciłam.

Jak to wyjaśnić? czy jest sens wyjaśniać? czy ktoś kto tak nie ma mógłby mnie w ogóle zrozumieć? Czy ktoś mógłby pomyśleć że jestem wariatką?

poniedziałek, 3 grudnia 2012

To był jeden z tych błędów które musiała popełnić. Jedna z tych myśli co wraca i wraca, niestrudzenie dopóki niedosyt nie zamieni się w rozczarowanie. Cóż za zaskoczenie, dotarła do miejsca do którego zmierzała. Po raz kolejny została z niczym, z mętnym wspomnieniem jedynie ciepła, czegoś co przypominało kształtem dom. Czegoś za czym już zawsze będzie tęsknić, czegoś czego tak naprawdę nigdy nie znajdzie. Powoli, powoli zwalniała kroku, nad głową miała ciemne niebo malowane grubą warstwą szarej farby, długie ciemnozielone i mokre źdźbła trawy przylepiały się do nóg, do spódnicy, całej już zresztą wyciapanej w błocie. Nieistotne to było, nieistotne zziębnięte palce, popękane z chłodu, nieistotna niewygodna koszula, nieuczesane włosy czy łzy cieknące po policzkach. To i tak nadejdzie, już za chwilę. Czuła jak ziemia powoli usuwa się spod nóg, jak traci równowagę, jeszcze próbowała balansować ciałem, jeszcze chciała zobaczyć niebo zanim zacznie lecieć. Gdzieś jakby miało grzmieć zaraz. Jeszcze chciała spadł deszcz, żeby nie było wiadomo które to łzy a które krople, tak jak nie wiadomo już który to strach a który grzmot, gdzie rozczarowanie a gdzie zimno, żeby zdążyła rozpłynąć się sama zanim pochłonie ją uczucie pustki i żalu. Bo nie chcę mieć żalu do nikogo, myślała. Bo jestem wdzięczna za wszystko co mnie spotyka, nawet jeśli to boli. Człowiek jest kowalem swojego losu. I tylko ja jestem odpowiedzialna za to co mi się przytrafia. A ty, a ty nigdy się nie dowiesz co dla mnie znaczyłeś.

...trawa wygląda tak inaczej gdy patrzy się tuż przy ziemi. Jestem szczęśliwa  myślała. Jestem zadowolona z tego gdzie jestem. Nic ciekawego mnie nie omija. Wyrzucała swe życie do śmieci, jak coś nieistotnego, jak paragon z wczorajszych zakupów. Zbyt dumna by przyznać że potrzebuje kogoś.