niedziela, 23 grudnia 2012

. * . + * + .

Ale przecież tu nie ma miłości. Tutaj w tym świecie, to się nie zdarza. Skąd do cholery tyle szajsu w tych komediach romantycznych? Skąd to się bierze? Przecież nikt inny tak nie myśli. To się nie zdarza. I to mi się nigdy nie zdarzy.

Dziwny stan wzruszenia. Przypomina bardzo dzień ze środka września. Płaczę bo wiem jak mogłoby życie wyglądać. Płaczę z uznania, z wrażenia, i z pustki, i z tego kontrastu. Po prostu piękne, piękne dzieło sztuki, wspaniała rzeźba jeszcze powiem, jeszcze spojrzę raz ostatni zanim ją wywalę - bo zwyczajnie miejsca w chałupie nie mam. Bo zwyczajnie nie pasuje do brudnych garów i bajzlu na podłodze, skrzypiących drzwi i dziurawych framug.

Muszę zebrać drewno, zima się zbliża. Tak żeby wystarczyło. Żeby nie zamarznąć. Okna dziurawe, wiatr hula, nie mam nikogo do pomocy. Nie ma nikogo w promieniu 10 km. Jestem zdana tylko na siebie. A natura nie ma litości. Ostatnie chwile przed zmrokiem.

Zanim jeszcze cię spotkam, zanim się przytulę, już przygotuję taką foliową blaszkę między nas. Żeby nic nie było naprawdę. Żeby przypadkiem nie uwierzyć. Żeby przypadkiem nie poczuć. Czegoś. Żeby zostać po swojej stronie. Żeby nie oczekiwać. Żeby nie czekać. Nienawidzę czekać. Nienawidzę się rozczarowywać. Dlatego boli jeszcze zanim cię stracę. Zawsze boli jeszcze przed. Nie chcę już cię więcej spotykać. Boję się ciebie. Nie wierzę już w nic. I wcale nie jest tak że mnie to nie obchodzi. Boli cholernie. Boli pustka. Skoro boli to nie jest obojętność, prawda? I za te wszelkie uczucia, tak mi wstyd..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz