poniedziałek, 26 grudnia 2011

Relatywizm szeroko rozumiany

"Pyszne są te pizze. Normalnie mówię ci, mamy taki sklep, specjalny, że tam sprzedają takie pizze, takie małe, z kukurydzą i serem żółtym. Ale my mamy sposób, podgrzewamy na patelni, i mówię ci.. lepsze niż pizza z pizzerni! tak się podpieka spód od dołu, robi się chrupki, z wierzchu ser się podtopi, niebo w gębie!"

Zwykła pizza w stylu cebularz podgrzana na patelni, dalej smakuje jak cebularz z serem, tylko ciepły. Cała opinia wymyślona i wmówiona sobie tylko po to że te pizze to tańsza opcja. Pomyśleć że ktoś postronny mógłby w to uwierzyć. Pomyśleć ile rad jest dawanych przez takie osoby nieświadomym ludziom. Pomyśleć że byłam wychowana w potoku dziwnych opinii, które musiałam akceptować przez autorytet. Nauczyłam się że opinie się formuje na podstawie efektu który chce się osiągnąć u rozmówcy, w tym u siebie. Pranie mózgu za free. Dlatego nie umiem mieć opinii, nie chcę wpływać, chcę się dowiadywać.

Btw być może to okazja obserwowania mechanizmu religii z wybraną opcją bezmyślnego wierzenia, tylko na mniejszą skalę, taką jednoosobową. Kiedy coś absurdalnego jest tak skutecznie i uparcie wmówione że się zaczyna wydawać oczywiste. Ale to potrzeba wyjść myślą poza siebie by te punkty zlokalizować, by to w ogóle zobaczyć.

Niesamowite jak raz po raz odkrywam, że jakieś przekonanie we mnie które odziedziczyłam w procesie wychowania jest totalnie bezpodstawne, i uformowane tylko po to by osiągąć jakiś efekt w moim zachowaniu. Nie tylko przekonania ale i lęki. I widzę, czuję że niektóre myśli mam sprzeczne, no bo stosując opinie jako narzędzie łatwo o niespójność. Niespójność i chaotyczność świata to to co sprawiało że od początku bałam się życia, cholernie się bałam. Świat był nieprzewidywalny. A zatem groźny.

czwartek, 15 grudnia 2011

instead of criticizing yourself learn to accept others

W koncu udalo mi sie ta mysl zwerbalizowac. Wiele przemyslen i wnioskow sie za tym kryje.

Generalna zasada wydaje mi sie jest taka ze kazdy czlowiek stara sie byc dobry i w porzadku (o ile nie wiedzie nim jakas tymczasowa chec buntu, ktora zwykle spowodowana jest jakims nieuswiadomionym problemem). I stara sie traktowac innych tak jak siebie, oceniac innych i siebie ta sama miara. Bardzo wzniosly to cel, jednak zbyt czesto osiagany poprzez dolowanie i glebienie siebie. A mozna przeciez zamiast oceniac siebie surowiej, zaczac mniej surowo oceniac innych. Albo nawet tak.. wcale nie oceniac, ani innych ani siebie :) warunek jednej miary spelniony, a o ile przyjemniej sie zyje :)

Oczywiscie ze.. w praktyce sie staram siebie jednak troche oceniac i od siebie wymagac. Za to od innych jak najmniej. No bo jak moge.. czy zloszczenie sie na druga osobe za jej zachowanie ma wiekszy sens od zloszczenia sie na deszcz ze pada? Dlaczego zakladamy ze mamy wieksza moc zmiany drugiej osoby niz zmiany pogody? Dlatego ze mozemy z ta osoba rozmawiac? Rozmowa to tylko slowa.. Zalozmy ze wszsytko dookola to zjawisko, zjawisko przyrody. Jest jak jest, mozna albo nauczyc sie cieszyc deszczem i miec frajde skaczac po kaluzach albo caly dzien przesiedziec w domu narzekajac.

Wracajac do tematu wielu ludzi jest bardzo w stosunku do siebie surowych, a potem podnosza glowe, rozgladaja sie dookola i sa oburzeni ze jak to, jak ci ludzie tak moga, czy oni nie widza jacy sa glupi/nierozwazni/naiwni/leniwi/.. itd. Faktycznie. Ale lepiej nie byc tak surowym wobec siebei i wcale nie byc surowym wobec innych.. obserwowac zamiast oceniac.

Ocenianie to zbiorowy nalog dzisiejszych czasow! To taki moment gdy siedzisz w kolejce gorskiej a ktos sie pyta "i co, myslisz ze warto bylo wydac taka kupe kasy na to?" Porownywanie, kalkulowanie, oczekiwanie.. nadawanie etykiety, nazywanie, slowa.. segregowanie.. zgubiony gdzies zloty srodek miedzy beztroska krolika a sila obliczeniowa superkomputera.

nooo chyba za duzo mysle.

sobota, 10 grudnia 2011

A może trzeba sobie pozwolić oszaleć..

A może trzeba sobie pozwolić oszaleć żeby zobaczyć prawdziwy świat?

Ciągle trapi mnie taka myśl, że jako ludzie jesteśmy tylko zwierzaczkami.. reagujemy przewidywalnie, kształtuje nas społeczeństwo, podlegamy statystyce, logika i czas to tylko złudzenia naszego umysłu. "Jak stanie mi się coś dobrego to się cieszę, jak coś złego to rozpaczam, i generalnie staram się jak najmniej robić a najwięcej otrzymać." Można całe życie przeżyć tylko na takich prymitywnych odruchach, czym to życie się różni od życia chomika?

Gdzieś przeczytałam że cierpienie to dla wielu ludzi jedyny rodzaj rozwoju duchowego jaki w życiu doświadczą. Pomijając fakt że nie za bardzo rozumiem co to dokładnie jest rozwój duchowy.. albo duchowość..

Wracając do tematu, może właśnie szaleństwo jest pewnego rodzaju bramą do niewypaczonego patrzenia na świat? Kiedy się już jest poza wszelkimi normami. Albo na moment przed popełnieniem samobójstwa, kiedy człowiek pożegna się już ze wszystkim, nic już nie powinno mieć nad nim władzy. Bardzo jestem uczulona na zwroty "jak to wygląda", "ale głupio tak", "tak się nie powinno robić", to wszystko ma taką wartość jak zeszłoroczne liście. To co w jednym kraju jest szczytem chamstwa może być oznaką szacunku w innym. To co dziś jest nie do przyjęcia może kiedyś być na porządku dziennym. Definicja normalności jest relatywna, definicja tego co dobre i złe też jest relatywna. Moralność jest relatywna. Nie ma obiektywnej prawdy, przynajmniej nie w takim sensie w jakim ją rozumiemy. Pożegnanie się z tym wszystkim co trzyma nas w ramach norm, ustaleń, tego schematycznego myślenia jest równoważne szaleństwu. Ale czy nie jest to naturalne postępowanie dla kogoś kto zrozumiał jak jego myślenie jest ograniczone przez bycie ,,normalnym''?

wtorek, 6 grudnia 2011

Incepcja, lepsze niż w kinie

Nocowanie w biurze z wysłuchiwaniem przez sen czy a ktoś idzie, b czy alarm się czasem sam nie włączył. Budziłam się z 5 razy, i tylko ostatni raz naprawdę. Za każdym razem myślałam że to już naprawdę i opowiadałam jaki miałam sen, a potem się znowu budziłam. Za każdym razem w innym łóżku ale zawsze miałam to nieodparte wrażenie że znam to miejsce i przecież oczywiste że tu się budzę, bo tu szłam spać. Teraz mam tylko mętne wrażenie że było zamotanie i ciekawie, prawie nic nie pamiętam, z wyjątkiem pierwszego przebudzenia, to było kiedy w śnie sobie zdałam sprawę że śpię, a że był to trochę koszmarowy sen to uznałam że się budzę.

Z tego snu pamiętam że w nim się obudziłam (oczywiście;p), i drzwi do łazienki obok zaczęły się same otwierać na oścież i zamykać, i tak dwa razy, metr ode mnie, myślałam że wykituję ze strachu próbując sobie wytłumaczyć że to normalne, bo, nie wiem wiatr wieje, albo bo zawsze tak jest z tymi drzwiami, aż wybiegłam z łóżka, i widziałam drugi pokój przez ścianę, i półprzeźroczyste dwie tancerki w niebieskich ubraniach i jakiś gość niegadatliwy w środku, tak wrzeszcząc wybiegłam do nich, i zdałam sobie sprawę że wcale nie krzyczę bo nie mogę, i zdałam sobie sprawę że przeszłam przez ścianę a tancerki mnie nie widzą, i że próbuję krzyczeć do tego gościa a nie mogę, a na nim to nie robi wrażenia mimo że mnie widzi, i pomyślałam że to sen. I jakoś się obudziłam.. jedna rzecz mnie martwi, i zastanawia, już kiedyś miałam taki sen jak z drzwiami, z firanką. Też dwa razy, ten sam ruch, ten sam klimat snu.. a potem coś się stało. Dlatego chciałam ten sen zapamiętać.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

"Jaka jest twoja opinia na ten temat?"

No i wzięło mnie na pisanie. "Jaka jest twoja opinia na ten temat?", czasem zatyka mnie na takim pytaniu (o ile nie chodzi o rzeczy czysto praktyczne, codzienne). Ktoś mi kiedyś powiedział że to bardzo naiwne twierdzić że nie mam zdania, i że powinnam mieć odwage mówić co myślę. Ale kurde co mam zrobić jeśli naprawdę myślę że nie mam opinii na jakiś temat? No i mam odwagę to powiedzieć przecież..

Mam przemyślenia, na wiele tematów, o tak. Zwykle za dużo żeby posłużyły one za odpowiedź na pytanie o opinię. Ale nie jestem w stanie powiedzieć czy coś jest dobre czy złe, czy lepiej będzie jeśli ktoś zrobi tak czy tak, czy ktoś się zachował w porządku czy nie w porządku. Przecież takie rzeczy są subiektywne. Pytają mnie wtedy, ok, nie wiesz, ale jak czujesz, jakie masz odczucia, jak ci się wydaje? Otóż zwykle mi się nie wydaje, bo od początku staram się być neutralna, obiektywna..

Jakie mam prawo opierać swoje opinie na odczuciach i emocjach? Będą one tylko losowe.
Jakie mam kompetencje opierać swoje opinie na wiedzy? Żebym nie wiem jak wielką miała wiedzę i tak nie wiem wszystkiego.

Wydaje mi się że są dwie możliwe przyczyny kiedy dwoje ludzi ma różne opinie, gdy nie zgadzają się ze sobą. Albo się nie zgadzają bo mówią o rzeczach subiektywnych, na który to temat dyskusja nie ma sensu zupełnie. To tak jakby mówili w różnych językach albo próbowali porównywać wartości przedmiotów w różnych walutach.

Albo drugi przypadek, jedno wie mniej niż drugie. Czy można wtedy powiedzieć że ta druga osoba ma rację? Wydaje mi się że nie, bo zawsze może przyjść trzecia osoba, która będzie wiedziała jeszcze więcej niż te dwie razem wzięte, i co, wtedy ona będzie miała jeszcze większą rację czy jak? Więc i tutaj dyskusja nie ma sensu, bo nie da się tej różnicy wiedzy wyrównać poprzez tłumaczenie, niektóre rzeczy trzeba po prostu przeżyć, i rzeczy które jedni przeżyją inni nigdy nie doświadczą.

Czasem obserwuję innych ludzi jak mówią co myślą, jakie mają zdanie, i tak strasznie strasznie widzę tą tendencyjność. Zależy skąd kto pochodzi, jakie miał doświadczenia. Niektórzy ludzie wyrażają swoje opinie totalnie bezmyślnie, po prostu kopiują to co słyszą naokoło. I nachodzi mnie myśl że w ogóle posiadanie opinii, opinii w sensie "dobre/złe", "fajne/głupie", jest czysto prymitywnym odruchem. Takim mechanizmem społecznym.

Dlatego jak ktoś mnie pyta o moją opinię w stylu "tak/nie", "dobre/złe" to mnie zatyka. Bo to jest zaproszenie do dyskusji, która nie ma sensu. Jasne, mogę powiedzieć o swoich przemyśleniach, ale nie powiem jaka jest moja końcowa ocena, bo jej nie mam, bo ona nie ma sensu. Nie chcę mieć ustalonej opinii na żaden temat, mogę mieć tylko ustalony aktualny stan wiedzy. Wydaje mi się że zamykanie się w opiniach ogranicza i hamuje.

Poza tym, naprawdę, nie potrafię tego robić.

W zasadzie można to streścić: to jaką kto ma opinię zależy od tego co przeżył. Co jest dość oczywiste. Albo jedna osoba wie mniej niż druga, albo po prostu wie co innego. Ale co jeśli ktoś wie tyle że sobie uświadamia bezsens samego pytania?

Albo to po prostu jest ambiwalencja :) Brak potrzeby opowiedzenia się po którejś stronie. To przewaga czy upośledzenie?

"I am selling my bed for 10€"

Głupia sprawa, ogłoszenie "I am selling my bed for 10€" kontra "I would like to sell my bed for 10€" - to pierwsze robi o wiele lepsze wrażenie choć logicznie jest nieprawdziwe, sugeruje że transakcja już jest w toku, podczas gdy ta osoba dopiero szuka nabywcy. Ale taka mała manipulacja, i działa. Warto zapamiętać ;)

środa, 30 listopada 2011

Software requirements

Jakoś tak mam że jak ktoś mi napisze wymagania nowej funkcjonalności to staram się przy okazji zaimplementować wszystkie dodatkowe bajery które mogłyby być potrzebne/mogłbyby być ułatwieniem. Stawiam się w pozycji użytkownika. Czasem zmieniam inne rzeczy które razem z tą nową stały się niewygodne w użyciu/nielogiczne.

Do tego staram się dołączyć obsługę błędów tak, żeby w razie czego użytkownik zobaczył taki komunikat, że po pierwsze będzie wiedział co się dzieje, po drugie będzie miał co skopiować i ewentualnie wysłać.

Jeszcze, zwykle staram się przy implentowaniu nowej rzeczy przemyśleć architekturę całego programu, czy ma ona nadal sens w obliczu tych wymagań, i ewentualnie przebudować część.. jeśli trzeba to nawet wszystko przebudować. Zwykle na tym etapie się gubię i przez kilka dni kompletnie nie wiem już co gdzie jest, i mam ochotę po prostu zrobić "revert". Ale potem przychodzi poprawa i jak już skończę przebudowywać to często sobie zdaję sprawę że "można było prościej" i w parę godzin, z łatwością już, robię kolejną przebudowę, i jestem z siebie bardzo dumna..

..w wyniku tego implementowanie rzeczy którą możnaby zrobić na odwal w 5 minut zajmuje mi tydzień.

I tak tylko się zastanawiam, czy to jest dobre podejście czy nie. Wiem, że widziałam projekty które były robione z odwrotnym podejściem. I one były porażką.

Jeszcze taka myśl ostatnio, był kiedyś taki obrazek "jak opisał wymagania klient", "jak zrozumiał je analityk", "jak zaprogramował programista" i "czego naprawdę klient potrzebował". Otóż mimo że śmieszny jest ten rysunek to nie jest do końca trafny. Bo często to czego klient potrzebuje jest nierealne. Nielogiczne. Niemożliwe do spełnienia, przynajmniej w sposób w jaki on sobie to wyobraża. Sam nie widzi że jego wymagania są sprzeczne, bo sam do końca nie przemyślał czego chce, czego potrzebuje. Dlatego często jest ten problem ze zmienianiem wymagań. Fakt jest taki, że samo sprecyzowanie czego się chce, nawet niekoniecznie werbalizowanie tego, ale samo uświadomienie sobie tego, wymaga pracy. Czasu. Wysiłku. Ze strony klienta. A przecież to nie on ma pracować, on ma tylko płacić.

Fajnie by było pracować właśnie na tym froncie, między jednymi a drugimi. Nie wiem jak się tylko nazywa taka pozycja, może konsultant :) może analityk... W ogóle świetne jest dla mnie obserwowanie tych starć, między osobami co mniej wiedzą a więcej sobie wyobrażają, a tymi co więcej wiedzą ale są w stanie sobie mniej wyobrazić. Zabawne. Jak jedni nie rozumieją drugich, z jednej strony się denerwują, z drugiej zdają sobie sprawę że nie mają wyjścia i jakoś muszą się dogadać. User-centered design mi się przypomina. W każdym razie czasem jest naprawdę wesoło.

niedziela, 27 listopada 2011

Sauna na podczerwień

Co jest fajnego w saunie, dzisiaj sobie uświadomiłam, że..

Bo są sauny na podczerwień.. czy jak to się nazywa, no te mikrofalówki co podgrzewają ciało.. jak dla mnie wynalazek do kitu, bo, pomijając to że jest to mikrofalówka, to wydaje mi się że to 'ciepło' nie jest przyjemne. Nie wiem dokładnie, bo nie próbowałam siedzieć w takiej saunie, tylko weszłam i wyszłam, ale jakoś nie miałam ochoty tam zostawać..

I tak myślę, taka podczerwień podgrzewa tylko ciało, nie otoczenie. Niby ekonomicznie, co.. ale wlasnie jakos ten fakt tego że otoczenie jest ciepłe i ogrzewa nasze ciało jest przyjemny, a nie sam fakt tego że ciało jest rozgrzane..

I przypomniało mi się, z oglądanej na praktykach w zasadzie lekcji fizyki, że człowiek nie jest zdolny odczuwać temperatury. Jest zdolny odczuwać jedynie zmiany temperatury, i to nie całym ciałem, ale tylko poprzez receptory na skórze.

I pomyślałam że na tym się opiera przyjemność płynąca z używania sauny (normalnej sauny). Wpierw ciepło przechodzi z zewnątrz stopniowo do wewnątrz, prawie do momentu przegrzania organizmu. Wtedy wychodzi się na zimno, i odczuwa tą ulgę z ochładzania organizmu, analogicznie.. potem jest tak zimno że aż za zimno, wchodzi się do sauny i znowu czuje się przyjemność z ogrzewania ciała. Ale te wszystkie bodźce są odbierane za pomocą receptorów na skórze. Jeśli całe ciało ogrzewane jest równomiernie to mniej jest przyjemności z ciepła odczuwanego przez skórę, a więcej męki z przegrzania organizmu w środku.

Specyfika rozmów na czacie

Też to macie, rozmawiacie z kimś na czacie, i oboje odpisujecie tak szybko że piszecie nową rzecz gdy ktoś odpowiada na starą, wtedy odpowiadacie na przedostatnią wiadomość, i ten ktoś odpowiada na tą poprzednią, i tworzą się dwa wątki, dwie rozmowy, przeplatana jedna z drugą :)

Motyw odwrotny. Pisze coś do kogoś, nie odpisuje długo, to robię co innego w międzyczasie.. i ten ktoś odpisze, ale ja robię co innego więc narazie nie odpisuję. Więc ten ktoś też zaczyna robić co innego czekając aż ja odpiszę.. wtedy jak ja odpiszę to znowu nie ma odpowiedzi bo ten ktoś się już zajął czym innym..

Czyli: umiejętne posługiwanie się czatem wcale nie jest takie proste i oczywiste ;) Rozmowa pisana różni się od tej normalnej. Niezły temat do badań z dziedziny psychologii/socjologii/lingwistyki..

...no i czasem bywa tak, że przerwy robią się tak długie że wstaję od komputera i naprawdę zajmuję się czym innym ;) potem sobie przypominam po dwóch godzinach.. i widzę tylko serię wiadomości pt. "hej, jesteś tam?"

środa, 23 listopada 2011

Windows Mobile

Prezentacja Nokii&Microsoftu. No genialne.

Żeby deployować napisaną przez siebie aplikację na telefonie trzeba być zarejestrowanym developerem Windows Mobile, i program deployjujący po podaniu użytkownika i hasła odblokuje telefon, co dopiero umożliwia zainstalowanie aplikacji. Można tak zrobić na maksymalnie trzech różnych telefonach. To dla bezpieczeństwa. Jeśli ktoś jest np. testerem na uniwersytecie może się upominać o przyznanie większego limitu, w takim przypadku "proszę nam wysłać maila". Oczywiście firmy muszą za takie konta developerskie płacić.

Aplikacja działająca na telefonie może jednorazowo pobrać maksymalnie 10MB danych. Na wszelki wypadek, gdyby użytkownik miał jakąś wymagającą aplikację w tle, żeby mu nie zjadało baterii. Bardzo miło z ich strony. A co jak użytkownik chce coś ściągnąć z internetu? W końcu to ma być telefon do interakcji z internetem.

Ale aplikacje są wielowątkowe i mogą działać w tle! Aplikacja działająca w tle działa z maksymalną częstotliwością uruchomienia co 30 minut przez maksymalnie 15 sekund. Przy czym zablokowane są wszelkie urządzenia wejścia-wyjścia. Też dla bezpieczeństwa, a "przecież jak nie dostanę nowych wiadomości ze świata przez 30 minut to świat się nie zawali", no świetne wytłumaczenie, a co z aplikacjami korzystającymi z namierzania GPS w tle?

Te ograniczenia powinny być określone w każdej aplikacji oddzielnie, a nie telefonie! Microsoft jak zwykle robi z użytkowników głupków, i widzę że robi głupków nawet z programistów.

To tylko takie losowe spostrzeżenia.

Hehe, no i końcowe słowa: Microsoft zawsze patrzył z punktu widzenia programisty i próbuje teraz się dostosować do użytkownika. Joł.

Mam wrażenie że tam pracuje grupa przypadkowych ludzi która z reguły więcej gada i robi niż myśli. Totalny brak logiki, i widać to z każdej strony. Wymyślają sobie co użytkownik może chcieć w danej chwili zrobić i dodają tą funkcjonalność, z tym że nie myślą o tym że nie każdy użytkownik będzie korzystał z telefonu w sposób taki jaki oni sobie akurat założyli. Taki zlepek "udogodnień", które mogą równie dobrze być utrudnieniami dla innych.

Jednak Google rządzi. Dobry design to nie wtedy jak mamy miliard dostępnych funkcji w których nie możemy się połapać, ale to też nie taki gdzie wszystko jest tam gdzie byśmy się spodziewali że będzie (poza tym nie da się dogodzić wszystkim). To taki którego używając nagle zdajemy sobie z zaskoczeniem sprawę że w zasadzie zadanie które chcieliśmy wykonać jest o wiele prostsze i przejrzyste niż z początku myśleliśmy.. taki interfejs przedstawia prosty koncept wykonywanej czynności, nawet w pewnym sensie uczy użytkownika jak ma ogarnąć zadanie które ma wykonać. I zaprojektowanie takiego interfejsu wymaga osobnego wysiłku, chwili refleksji, no i trochę geniuszu. Ta praca w to włożona może nie jest widoczna, ale naprawdę jest odczuwalna.

To tak jak dzisiejszymi ekranami dotykowymi. "Ekran dotykowy jest łatwy w użyciu, bo naturalnie używamy dotyku w codziennym życiu, i klawiatura jest w pewnym sensie sztuczna." Tak, dlatego wszystkie nowe telefony mają te ekrany dotykowe zamiast klawiatury. Szczegół że napisanie smsa nagle trwa trzy razy dłużej. Co z tego że ekran jest dotykowy jeśli nie działa tak powinien? W zasadzie jest on bardziej sztuczny od klawiatury, bo na klawiaturze chociaż czujemy te guziki, a w takim ekranie nie wiadomo co się w zasadzie dzieje.

Albo błyszczące ekrany brr.. tyle nielogiki jest w tej nowoczesnej technologii.

czwartek, 17 listopada 2011

"hwat"

Niektórzy ludzie zamiast "what" mówią "hwat", jak mnie to denerwuje. Ciekawe skąd to się bierze, czy mi się tylko wydaje, czy naprawdę tak mówią, a jeśli tak mówią to czy dlatego że tak słyszą, czy to jest ich metoda na powiedzenie "ł", bo w zasadzie w wielu językach nie ma tej zgłoski. Ale denerwuje to niemiłosiernie.

sobota, 12 listopada 2011

Niektórzy ludzie nałogowo oceniają. Wszystko naokoło.

Mam taki przypadek obok i go studiuję, i raz za razem łapię się na dwóch myślach, po pierwsze że szkoda mi tej osoby, a po drugie że momentami zaczyna mi się to spojrzenie na świat udzielać. Co jest przerażające.

Uderza mnie to jak wiele ta osoba traci z życia. Nie zauważa pozytywnych stron niewygodnych sytuacji, nie wyciąga wniosków, nie uczy się. Jeśli coś nie zgadza się z jej przekonaniami, nawykami, oczekiwaniami to dlatego że jest głupie, niewystarczająco dobre, i w konsekwencji niewarte uwagi. Jak tylko oczywiście skończy z krytykowaniem i wyrażaniem swojego rozczarowania i politowania.

Wszystko musi mieć przyklejoną etykietkę, swoją wycenę wartości. Nawet ona sama. Sama siebie ocenia, i wydaje jej się że inni robią to samo. Więc jest i ten drugi aspekt. Ciągła potrzeba udowadniania że się jest kimś lepszym. Bo się zauważa 'więcej'. Więcej wad rzeczy naokoło, jakby narzekanie na niedoskonałość świata była oznaką mądrości, bycia kimś wartościowym. Ah nie, przecież w rzeczywistości jest wręcz przeciwnie.

I martwi mnie fakt że te etykietki są przyklejane nie tylko sytuacjom, zdarzeniom, głupiemu filmowi w kinie. Że są przyklejane i ludziom. Często nawet ludziom których jeszcze nie poznała, na podstawie tylko tego skąd pochodzą. Takiej osoby nawet nie posłucha co ma jej do powiedzenia, choćby to była największa prawda której szuka.

Ciekawe jest jak dwoje takich ludzi się spotka. Wpadają we wzajemny zachwyt, wspierając się we wspólnym krytykowaniu wszystkiego naokoło, utwierdzając się w przekonaniu że to oni wybrani jedynie widzą prawdziwą rzeczywistość, nawzajem zagłuszają u siebie ten niepokój który mówi że mimo wszystko coś ich omija.

I zaskakuje chyba taką osobę kontakt z kimś kto myśli zupełnie inaczej, bez żadnych uprzedzeń, ocen, schematów. Zaczyna szukać gdzie jest 'haczyk', stara się wytłumaczyć na swój sposób zachowanie takiej otwartej osoby, i jest to oceniane jako: głupota, naiwność, albo ogromna dwulicowość.

czwartek, 10 listopada 2011

LaTeX

Być może prawdziwą zaletą pisania w Latexu jest nie tylko oddzielenie formatowania tekstu od jego tresci..

..to też rozdzielenie procesu myślowego na samym etapie pisania. Oddzielenie pisania od czytania. Wpierw piszesz co masz na myśli, a dopiero potem widzisz jak to wygląda, dzięki temu podczas pisania się nie rozpraszasz i nie gubisz wątku. Pisząc myslisz na poziomie strukturalnym, potem kompilujesz, patrzysz na pdf i czytasz już na poziomie werbalnym. Nie mieszasz tych dwóch rzeczy, jesteś bardziej konkretny i efektywny, nie lejesz wody. Serio..

poniedziałek, 7 listopada 2011

A może czasem ze szczęściem, albo w ogóle wartościowością w życiu, to jest jak z wypatrywaniem różowego słonia po trawie.. im uważniej obserwujesz tym mniejsze szanse masz że cię spotka.

..albo jak z kotem Shredingera i prawami Murphiego..