czwartek, 27 grudnia 2012

bo to chodzi o to..

Bo to chodzi o to żeby żyć świadomie. Na różne sposoby można to osiągać, można muzyką klasyczną, można medytacją, można bieganiem. Celem jest by żyć świadomie.

niedziela, 23 grudnia 2012

. * . + * + .

Ale przecież tu nie ma miłości. Tutaj w tym świecie, to się nie zdarza. Skąd do cholery tyle szajsu w tych komediach romantycznych? Skąd to się bierze? Przecież nikt inny tak nie myśli. To się nie zdarza. I to mi się nigdy nie zdarzy.

Dziwny stan wzruszenia. Przypomina bardzo dzień ze środka września. Płaczę bo wiem jak mogłoby życie wyglądać. Płaczę z uznania, z wrażenia, i z pustki, i z tego kontrastu. Po prostu piękne, piękne dzieło sztuki, wspaniała rzeźba jeszcze powiem, jeszcze spojrzę raz ostatni zanim ją wywalę - bo zwyczajnie miejsca w chałupie nie mam. Bo zwyczajnie nie pasuje do brudnych garów i bajzlu na podłodze, skrzypiących drzwi i dziurawych framug.

Muszę zebrać drewno, zima się zbliża. Tak żeby wystarczyło. Żeby nie zamarznąć. Okna dziurawe, wiatr hula, nie mam nikogo do pomocy. Nie ma nikogo w promieniu 10 km. Jestem zdana tylko na siebie. A natura nie ma litości. Ostatnie chwile przed zmrokiem.

Zanim jeszcze cię spotkam, zanim się przytulę, już przygotuję taką foliową blaszkę między nas. Żeby nic nie było naprawdę. Żeby przypadkiem nie uwierzyć. Żeby przypadkiem nie poczuć. Czegoś. Żeby zostać po swojej stronie. Żeby nie oczekiwać. Żeby nie czekać. Nienawidzę czekać. Nienawidzę się rozczarowywać. Dlatego boli jeszcze zanim cię stracę. Zawsze boli jeszcze przed. Nie chcę już cię więcej spotykać. Boję się ciebie. Nie wierzę już w nic. I wcale nie jest tak że mnie to nie obchodzi. Boli cholernie. Boli pustka. Skoro boli to nie jest obojętność, prawda? I za te wszelkie uczucia, tak mi wstyd..

czwartek, 20 grudnia 2012

Kobiety..

Kobiety pojmują świat konceptualnie. Tzn mają taką tendencję myślę. Dziś to zauważyłam, dotarło to do mnie.. odśnież samochód. Ok, jak się odśnieża samochód? Bierze się łopatkę i skrobie się po szybie. Ok, więc kobieta bierze łopatkę i skrobie po szybie. Po pięciu minutach facet bierze od niej tą łopatkę i odśnieża samochód.

Obserwowałam ich dzisiaj i nie mogłam się napatrzeć. Kobieta nie skupia się na tym co ma być efektem czynności, ona się skupia na tym jaka to ma być czynność. Na serii wskazówek. Zupełnie jakby nie rozumiała zamierzonego związku między czynnością a efektem, jakby świat w jej umyśle działał na zasadzie jakiś magicznych praw. Jeśli weźmie się łopatkę i pomacha to samochód w magiczny sposób stanie się odśnieżony. Co gorsza chyba nie jest nawet w stanie ocenić czy samochód faktycznie staje się odśnieżony, bo mimo tego że skrobanie nie dawało efektów, ona ze zniecierpliwieniem drapała nadal w ten sam sposób. Jak pocieranie magicznej lampy dżina... no, dalej! no weź zacznij działać!

Skąd to się bierze? Nie wiem.. wydaje mi się że ja tak nie myślę, choć wiadomo, być może tylko wydaje się. Tzn. zastanawiam się czy to się bierze z różnic w wychowaniu czy w różnic w biologicznej budowie mózgu. Czy to zagadnienie socjologiczne czy biologiczne.

sobota, 15 grudnia 2012

Kolejne pół roku minęło. W zasadzie nie pół roku a semestr, 4 miesiące. Nie wiem czemu ale mam potrzebę podsumowania czegoś. Czuję się inną osobą. Wyraźnie inną niż kiedy tu przyjeżdżałam. Dwie rzeczy się zdarzyły. Dwa razy udało się być z kimś blisko i nie spowodowało to utraty tej osoby. Głupia rzecz która przytrafia się wszystkim ale nigdy mnie. Bardzo dużo to dla mnie znaczy. Bo w jakiś sposób czuję się.. bezpieczniej. Bo zaistniała możliwość że ludzie istnieją naprawdę. Bo okazało się że czasem można na nich polegać. Że nawet może być tak że to co mówią do mnie jest realne. Jakaś spójność świata została przywrócona.

I co więcej wiem, to to że fakt iż zwykle wszystko wygląda na poszatkowane i niespójne tylko i wyłącznie wina mojego postrzegania. To wspaniała wiedza, bo już się bałam że naprawdę nie ma tu nikogo z kim mogłabym się porozumieć. Nie obchodzi mnie tak naprawdę czy jak kogoś pokocham czy będzie to odwzajemnione czy nie. Jak to ktoś powiedział, z tych rzeczy już dawno powinnam wyrosnąć. I to prawda. Moje całe cierpienie było spowodowane czym innym, tą niespójnością, nieprzewidywalnością zachowania innych osób, tym że nigdy nie wiedziałam czy to co druga osoba mówi jest realne, czy jest tylko losowym ciągiem słów za którymi nic nie stoi. To okropne uczucie żyć w matrixie, w truman show. Ogromnie jestem wdzięczna za tych parę chwil.. prawdziwych.

Może być tak że teraz będzie już tylko lepiej. Że w końcu udało zrobić się ten jeden krok naprzód. Jeden może być ten pierwszy. Dziękuję, ogromnie dziękuję.

środa, 5 grudnia 2012

Następny koniec świata

To jak chodzenie po linie. Jeden zły krok i lecisz. Na moment odwrócisz uwagę i lecisz. Spojrzysz w bok i lecisz. Tak łatwo mi wypaść z emocjonalnej równowagi. To jest jak jakaś substancja psychoaktywna, jak alkohol, jak napad. Po tym jak minie nie rozumiem wcale o co mi chodziło. Pamiętam czasy gdy w tym stanie byłam prawie non-stop. Liceum. Potem było lepiej, zostawało już tylko na parę tygodni, dni, teraz czasem udaje się już w jeden dzień z tym uporać. Ale co w życiu sobie namotam to namotam. Wysyłanie wiadomości, wydzwanianie, "musimy porozmawiać", "bo mi się wydaje", "męczy mnie to", "już nie mogę", "zostaw mnie w spokoju", "albo pogadamy teraz albo nie chcę cię znać", "nienawidzę cię". W momencie gdy to piszę wydaje się to takie prawdziwe i oczywiste. I wszystko w uczuciu totalnego rozbicia, poczuciu zagrożenia, jakby conajmniej trzecia wojna światowa się rozpętała. Jakby ktoś chciał mnie zabić. Czuję że muszę się bronić, że zrobię wszystko żeby oddać cios, jeszcze zanim nadejdzie. Emergency. Ogromny stres. Nie mogę myśleć, chcę gdzieś uciec, się schować. w osobach na których mi zależy nagle widzę największych wrogów.

Staram się wtedy nic nie robić. Idę do domu, śpię. Tłumaczę sobie że to tylko kolejny napad, że nie mam racji, że wszystko co w tym momencie dociera do mojej świadomości jest zniekształcone przez mój strach. Że nie wolno mi sobie ufać. Czasem się udaje przeczekać. Czasem nie. Czasem zaczynam wierzyć w to, i podejmować działania. Kiedyś jak przeszło nie potrafiłam się przyznać że byłam w błędzie. Teraz chociaż potrafię, przyznać się przed sobą. Dzięki temu nauczyłam się z tego stanu trwale wychodzić.

Tylko jak to potem wyjaśnić drugiej osobie? Jak to w ogóle wygląda dla innych? Myślę że niezbyt dobrze skoro właśnie w ten sposób tracę ludzi ze swojego życia. Chciałabym to zrozumieć, ten mechanizm. Ale się go boję. Gdy jestem w środku nie widzę niczego poza tą moją paranoją. Jak jestem na zewnątrz, jak teraz, to boję się do tego wracać myślami. żeby znowu w to nie wpaść.

Nie wiem jeszcze jak z tego wyjść. To jak ze snem. To jak z budzeniem się samemu w śnie. Bardzo ciężko jest się obudzić, nawet jeśli sobie człowiek zdaje sprawę że śni. Jedyne co pozostaje to czekać. Ale czasem już nie można znieść tego koszmaru. Czasem ma się ochotę skoczyć we śnie, uderzyć się, wpaść pod samochód, żeby tylko się obudzić. Wtedy wysyłam te durne wiadomości, i czasem daje to tego kopa którego mi było trzeba. Tylko że wtedy tracę ludzi. Tak się boję że znowu kogoś straciłam.

Jak to wyjaśnić? czy jest sens wyjaśniać? czy ktoś kto tak nie ma mógłby mnie w ogóle zrozumieć? Czy ktoś mógłby pomyśleć że jestem wariatką?

poniedziałek, 3 grudnia 2012

To był jeden z tych błędów które musiała popełnić. Jedna z tych myśli co wraca i wraca, niestrudzenie dopóki niedosyt nie zamieni się w rozczarowanie. Cóż za zaskoczenie, dotarła do miejsca do którego zmierzała. Po raz kolejny została z niczym, z mętnym wspomnieniem jedynie ciepła, czegoś co przypominało kształtem dom. Czegoś za czym już zawsze będzie tęsknić, czegoś czego tak naprawdę nigdy nie znajdzie. Powoli, powoli zwalniała kroku, nad głową miała ciemne niebo malowane grubą warstwą szarej farby, długie ciemnozielone i mokre źdźbła trawy przylepiały się do nóg, do spódnicy, całej już zresztą wyciapanej w błocie. Nieistotne to było, nieistotne zziębnięte palce, popękane z chłodu, nieistotna niewygodna koszula, nieuczesane włosy czy łzy cieknące po policzkach. To i tak nadejdzie, już za chwilę. Czuła jak ziemia powoli usuwa się spod nóg, jak traci równowagę, jeszcze próbowała balansować ciałem, jeszcze chciała zobaczyć niebo zanim zacznie lecieć. Gdzieś jakby miało grzmieć zaraz. Jeszcze chciała spadł deszcz, żeby nie było wiadomo które to łzy a które krople, tak jak nie wiadomo już który to strach a który grzmot, gdzie rozczarowanie a gdzie zimno, żeby zdążyła rozpłynąć się sama zanim pochłonie ją uczucie pustki i żalu. Bo nie chcę mieć żalu do nikogo, myślała. Bo jestem wdzięczna za wszystko co mnie spotyka, nawet jeśli to boli. Człowiek jest kowalem swojego losu. I tylko ja jestem odpowiedzialna za to co mi się przytrafia. A ty, a ty nigdy się nie dowiesz co dla mnie znaczyłeś.

...trawa wygląda tak inaczej gdy patrzy się tuż przy ziemi. Jestem szczęśliwa  myślała. Jestem zadowolona z tego gdzie jestem. Nic ciekawego mnie nie omija. Wyrzucała swe życie do śmieci, jak coś nieistotnego, jak paragon z wczorajszych zakupów. Zbyt dumna by przyznać że potrzebuje kogoś.

piątek, 23 listopada 2012

Takie 5 minut

Zabawne, ledwie kogoś poznać, w przelocie 5 minut pogadać, ale już wiadomo że się jeszcze spotkamy. Ile informacji werbalnych i niewerbalnych można przekazać w tak krótkim czasie. I to nie na imprezie żadnej. Czuję jakbym gościa znała z parę lat.

Noo.. chyba za mało sypiam ;p

niedziela, 18 listopada 2012

Precious Illusions

Dotarła wczoraj do mnie ważna rzecz. Dwadzieścia siedem lat mi to zajęło, zdanie sobie sprawy która jest oczywista, ale też ważna, kluczowa. Jest ten taki mit o szukaniu 'tej osoby', 'tej jedynej'. Nie wiem dlaczego ale i gdzieś w głowie takie coś mam zakodowane, że wiem jak to będzie wyglądać i jak się będę czuć jeśli tą osobę spotkam. Co jest totalną ściemą! Bo ten mój obraz jest tak cholernie wypaczony naiwną wizją królewicza i księżniczki, albo pary z komedii romantycznej. Aż mi głupio przed sobą za tą naiwność. Dlatego pewnie tak głęboko to siedzi w głowie i tak rzadko dochodzi do świadomości. Bo sama widzę tą naiwność. A jednak, szukam królewicza.

To nie jest tak. To nie jest takie czarno białe. Pamiętam jak byłam dzieckiem miałam ogromny problem odpowiedzieć sobie na pytanie co to znaczy kogoś kochać. Później się zastanawiałam jak mam to zrobić żeby wiedzieć która osoba jest odpowiednia. I na tym etapie skończyło się myślenie a zaczęło przejmowanie stereotypów. Błąd. Pomyślałam sobie wczoraj co gdyby teraz usłyszeć: 'hej, te wszystkie wskazówki to jednak były złe, sory ale dopiero teraz odkryliśmy to, w zasadzie mówimy wam tylko żebyście wiedzieli, nie mamy pojęcia teraz jak szukać tej osoby, nie wiem, wymyślcie coś sami'. I zaczęłam myśleć jak bym szukała. I zdałam sobie sprawę oczywistą, że każdy jest inny, związek z każdą osobą jest inny, i to nie tak inny jak do tej pory myślałam, że główny motyw jest ten sam (miłość), a tylko różnią się szczegóły (charaktery). Nie, wszystko jest inne. Nie wiem czym jest miłość do tej pory, może gdzieś tam po drodze ewoluuje, ale ludzie są inni. To nie jest jak wybór laptopa, który ma jaki procesor, albo ile RAMu. Nie da się wybrać gorzej lub lepiej, po prostu w każdej sytuacji będzie inaczej. Po prostu trzeba próbować, na czysto z każdą osobą, bez założeń, oczekiwań, projekcji, i powoli próbować sobie odpowiedzieć na to pytanie, po pierwsze znaleźć własną odpowiedź na pytanie.

I teraz w drugą stronę. Bo myślę że masa ludzi ma ten mit w głowie i robi ten sam błąd. I faceci też. Czy nie znam dobrze tego uczucia gdy ktoś mnie wepchnąć chce w jakieś ramy, jakiś obraz kobiety idealnej? Albo próbuje zmienić wszystko co się z tą wizją nie zgadza (tak, faceci też próbują zmieniać, tylko nie mówią wprost, ale robią aluzje, uwagi, oh jakże często jadą po poczuciu własnej wartości), albo macha ręką w rozczarowaniu i odchodzi.

Przestańmy kurde to robić.

czwartek, 15 listopada 2012

Spadam. Kończą się sztuczki, kończą się pomysły. Tylko tak siedzieć w bezruchu. Coś .. a może i nic. Dobrze mi tak, dobrze ze sobą. Obserwuję, automatycznie w takich chwilach zmieniam perspektywę, zaczynam przyglądać się z boku. I podoba mi się to. Ten nastrój. Kompletny bezruch, może rozczarowanie może strach, ale wszystko takie.. obojętne. Na nic nie czekam. Niczego mi nie brak. Przed niczym nie uciekam. Siedzę na łące. Siedzę w pustym pokoju po turecku na podłodze. O czym chcę porozmawiać ze sobą? Że się boję, cholernie się boję. Na świecie jest ogromnie niebezpiecznie. Jak na polu minowym, nie wiem jak to się stało że jeszcze jestem. Każdy dzień to nowe ryzyko. Zmęczona też jestem, też tą walką, tym stresem, i tym że ciągle jakoś się udaje. Nie, nie potrzebuję nikogo, nawet przed sobą się przed tym nigdy nie przyznam. Bo nie potrzebuję. To ma nazwę. To co wycieka powoli ze środka, paraliżuje, jak znieczulenie, odrętwienie. Jak bandaż zbyt ciasny co blokuje krążenie. Jak zasypianie na mrozie. Nie mogę pozwolić temu się rozwinąć bo mnie zaleje. Potrzebuję zajęć, jeszcze więcej zajęć. Tęsknię. Ogromnie tęsknię za czasami kiedy nie było strachu, kiedy nie było niebezpiecznie. Zanim niebo spadło.

niedziela, 11 listopada 2012

Monologi ewoluują do dialogów

- sory nie widziałam wiadomości bo spałam
- aha, a czy chciałabyś spać dłużej?
- nie, spoko, obudziłam się zanim zadzwoniłeś.
- okej, bo dostałem twoją informację zwrotną na temat naszej ostatniej rozmowy, czy miałabyś ochotę więcej porozmawiać na ten temat?
- tak, możemy porozmawiać, moglibyśmy się spotkać np.
- spotkać?! ale kiedy, masz na myśli teraz w tej chwili czy później?
- no później, teraz to ja dopiero wstałam
- no tak, ma to sens, spotkać się byłoby taniej na przykład. ale może być tak że później zmieni się nastrój i nie będziemy mieć ochoty się spotkać.. ale to jak, czyli ogólnie wolisz się spotkać niż rozmawiać przez telefon, dobrze rozumiem?
- no tak, wydaje mi się że się łatwiej rozmawia wtedy. no ale kiedy ci pasuje, jak dla mnie to dzisiaj, np dziś po południu może być
- okej, ale wiesz, nie chciałbym teraz ustalać niczego, może lepiej byłoby to uzależnić do od nastroju i jego zmian w najbliższym czasie. to może zobaczymy później dzisiaj i zadzwonisz albo ja zadzwonię, okej?
- no okej..
- no to cześć
- no cześć..

Rozwalają mnie ci ludzie. Nie wiem, ale jest pewien typ ludzi który ma tego typu myślenie. Jedni mają silniej, inni słabiej, jedni się lepiej adaptują do społeczeństwa inni gorzej. Nie chodzi mi o treść jego wypowiedzi ale o sposób ich wyrażania. Rozwala mnie to bo sama to mam:D I dobrze rozumiem jak to działa od środka. Jednocześnie jest to takie zabawne obserwować to z zewnątrz. Taki człowiek jest kompletnie zagubiony w świecie gdzie wiele rzeczy się "rozumie samo przez się", "tak się robi", "wszyscy wiedzą o co chodzi", właśnie nie, te osoby nie wiedzą o co chodzi ani jak wypada a jak nie wypada, co mówić co ukryć, co zasłonić uprzejmym kłamstwem. Nie dlatego że są głupi, jak inni często komentują. Nie dlatego że są po prostu dziwni, jest dużo spójności w ich zachowaniu. Nie umieją rozmawiać o pogodzie. Nie dlatego że są ignorantami, po prostu nie widzą w tym celu. Szukają definicji, schematu, zasady działania. I nie mogą jej znaleźć w świecie ludzkich interakcji, bo w tym świecie takiej zasady nie ma. Lewa półkula dominuje prawą. Logika ponad wyczuciem, szczegół ponad ogółem. Matematycy są często takimi ludźmi w sumie. Inteligencja IQ przewyższa drastycznie inteligencję emocjonalną. Czasem spotyka się osoby które mają tylko lekko rozwinięte, albo nauczyły się żyć z tym, i wtedy na pierwszy rzut oka nie widać. Ale nawinie się jakieś zdanie, jakaś wypowiedź, jakiś żart, i w lot już wiadomo że 'to swój'. Naprawdę. To bardzo pozytywne gdy u kogoś to myślenie zauważę. Hmm ciekawa rzecz że zwykle są to faceci, nie przypominam sobie dziewczyny u której bym to zauważyła.

Obserwowałam go ostatnio na imprezie firmowej. Przyszedł bo musiał. Ale jest poprawa. Duża. Rozmawiał z ludźmi, a oni słuchali jego z zainteresowaniem. Machał rękami jak mówił. Uśmiechał się. Patrzył w oczy. Rozmawiał i ze mną. Zadawał pytania, chciał się dowiedzieć "jak ja to widzę", "co o tym myślę", "czy mam jakieś ciekawe przemyślenia na ten temat". O wiele lepiej niż ostatnim razem kiedy musiałam wysłuchiwać monologu przez godzinę i graniczyło z cudem jeśli udało mi się wtrącić coś od siebie. I kolejna rzecz to to że zaczął obserwować swojego rozmówcę, bo nawet zauważył gdy byłam zmęczona rozmową, i już miałam zamiar wtrącić że idę gdzie indziej, bo właśnie wtedy spytał 'czy mogłabym teraz dokonać ewaluacji tej rozmowy, czy była ona ciekawa, czy może mam już dość i chciałabym ją zakończyć'. Bardzo, bardzo to budujące uczucie poczuć się rozmówcą a nie tylko odbiorcą :)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Komunikacja niewerbalna

Zabawne jak można zauważyć specyficzne gesty, zachowania, modulacje głosu u ludzi z różnych krajów.

Np Finowie, już poznaję jakiego tonu głosu używają kiedy chcą być uprzejmi, a jakiego kiedy mówią coś nieprzyjemnego. I przy tym ostatnim ten grymas twarzy, też obowiązkowo, tak po 70% wypowiedzi musi się pojawić. Odsłonięcie dolnych zębów, coś jakby oznaka zniesmaczenia, ale i wyraz takiego 'no wiem, no ale nic na to nie poradzę'. Siedziałam w samolocie i usłyszałam ten ton z głośników, i mimo że nie rozumiałam co mówił pilot wiedziałam już że nie wylądujemy. Czekałam tylko na ten grymas, i faktycznie, na koniec było słychać ten świst powietrza przez dolne zęby. A przy uprzejmości jest taki bardzo łagodny ton, miękki głos, bo zwykle mówią bardzo gardłowo, taki trochę skrzek (swoją drogą ciekawe czemu), a właśnie jak chcą być uprzejmi, albo jeszcze lepiej, okazać ciepło i pozytywność, zaczynają mówić bardziej z przepony, i jednocześnie tak miękko, to taka malutka zmiana, ale robi ogromną różnicę jak się wsłuchać. Albo to "taaak" wypowiadane na wdechu, kiedy chcą dyskretnie dać do zrozumienia że można już skończyć dyskusję, że wszystko już ustalone i w porządku, ale się spieszymy, więc już kończmy. Coś jak polskie "tak, tak".

A znowu wczoraj przez moment obserwowałam dziewczynę z Iranu, zawsze byli tu faceci, więc niesamowita była okazja porównywania z dziewczyną. Zaskoczona byłam jak dużo jest podobieństw. Cała masa małych rzeczy, jest niepewna co mówi patrzy w dół i robi taki wyraz twarzy jakby chciała powiedzieć 'oj to jest mało istotne', i lekkie kręcenie głową na boki. Pamiętam jak pierwszy raz to widziałam odebrałam tą minę i gest wyraźnie jako 'oj, nie chce mi się z tobą gadać'. ..nie pamiętam w tym momencie więcej ale dużo było tych obserwacji.

I tak myślę jak wiele jest tych małych rzeczy, które pewnie jej się wydają oczywiste że ktoś zrozumie co jedna osoba na myśli, a ktoś z innego kraju w ogóle całkiem inaczej to zinterpretuje, albo nawet nie zauważy (i to zwykle na poziomie podświadomym, gdybym nie miała nawyku obserwowania to bym tych rzeczy nie zauważyła). Nie myśli się o tym na codzień. A jeśli jest się za granica to powinno się.. brać poprawkę na to.

Niemcy, jeszcze jest jeden śmieszny gest u Niemców, jak chcą być uprzejmi i pokazać że im zależy żeby druga osoba się czuła dobrze, robią taki gest ramionami, który zawsze odbieram jako wyraz skrajnej niepewności siebie, takie skulenie się w sobie, jak uczeń w szkole co się boi że pani na niego nakrzyczy, albo co próbuje zrobić unik przed uderzeniem. Mam zawsze wtedy ochotę poklepać po plecach i powiedzieć 'ale nie bój się, jest ok, wszystko w porządku' :D musiało by to brzmieć nieźle dla drugiej osoby, tak ni z gruszki ni z pietruszki..;p

środa, 24 października 2012


spadam.. spadam, lecę do tyłu, myślałam że to potknięcie tylko, starałam się przytrzymać czegoś, ale potem gałęzie mokre wyślizgnęły się z rąk, bardzo delikatnie i spokojnie już tylko gładzę wnętrzem dłoni liście, tasiemki, wszystko umyka jeszcze całkiem wolno, jeszcze staram się nie myśleć o tym co będzie za chwilę, jeszcze staram się nacieszyć tą miękkością, spokojem i bezruchem, jakbym się tylko przechadzała alejką w parku, i nie, nie muszę patrzeć za siebie, wiem co tam jest, już niedługo znikną roślinki motylki będzie tylko mokry beton i moja studnia bez dna.

myśli kiełkują w głowie, myśli które mnie za chwilę zniszczą. jeszcze się oszukuję, jeszcze cieszę jak głupi do sera, jeszcze jedno ostatnie spojrzenie w słońce, ostatnie chwile ciepła.

muszę ułożyć sobie wszystko, poduszki, kołdrę, alkohol blisko, pożegnać się z kolegami w pracy, wyłączyć telefon. sen zimowy. nie ma mnie. przymusowa przerwa. i nie myśleć. wyłączyć myśli.

MUZYKA! muszę zabrać gitarę spowrotem, tak, to będzie to :)

niedziela, 21 października 2012

Taka fantazja


Mam taką fantazję.. gdyby tak pomalować sobie paznokcie na różowo, założyć jakieś tandetne klipsy i bransoletki, wypsiukać się jakimiś słodkimi perfumami od których rzygać się chce, walnąć makijaż, i pójść na taką geekową sesję gier planszowych, z ludźmi którzy mnie nie znają :)

I tam zacząć zachowywać się jak totalna blondynka, pytać się pięć razy o każdą zasadę, komentować ruchy przeciwnika w kontekście tego że np niefajnie że świnki ustawia w takim nieciekawym miejscu, albo pytać się gdzie powinnam ułożyć kartę żeby się ładnie komponowała z resztą planszy. Z totalną powagą. Tak żeby ludzie zaczęli się uśmiechać między sobą, a bym się do nich głupio uśmiechała w pełnej niewiedzy. Potem mogłabym się np. zacząć pytać co kto studiuje, i przyczepić się do pierwszego technicznego gościa i zadawać głupie pytania w stylu "oo informatyka, super, zawsze się zastanawiałam jak to musi być fajnie znać te wszystkie funkcje Worda".

Hehe, ale mógłby być był ubaw :D Tylko muszę mieć wenę na granie.. i słownictwo, poduczyć się słownictwa, może jakieś seriale powinnam pooglądać..

środa, 17 października 2012

Czas


Bardzo mi się podoba koncepcja że czas nie istnieje, tzn nie istnieje jako coś realnego tylko jest iluzją ludzkiego umysłu.

Słyszałam taką argumentację: skoro Bóg zna przyszłość, wie dokładnie co stanie się z każdym z nas, kto pójdzie do nieba a kto do piekła, to jak człowiek może mieć wolną wolę? Jaki sens jest starać się o zbawienie? A jeśli człowiek ma wolną wolę to jak Bóg może znać przyszłość, a skoro jej nie zna to jak może być wszechmogący?


Jeśli jestem w łazience, czy znaczy to że kuchnia nie istnieje? Nie. Jeśli jest siedemnasty października 2012, czy znaczy to że nie istnieje październik 2011? Czy znaczy to że nie istnieje październik 2013? Jeśli idę drogą, wiem jakie drzewa mijałam, ale nie wiem co będzie dalej na tej drodze - mimo to zarówno ta część drogi za mną, jak i przede mną istnieją, i to istnieją w tym samym momencie, jedyna różnica jest taka że moja uwaga może być skierowana tylko w jeden jej punkt tej drogi.

Jeśli wyobrazić sobie nas jako stworzenia żyjące na "płaszczyźnie" czasu, które w każdym momencie widzą tylko tą część płaszczyzny na której się znajdują. Co jeśli Bóg widzi całą płaszczyznę? Wtedy widzi, w każdej "chwili", co było i co będzie, po prostu widzi całokształt. Co nie znaczy że nie możemy wpływać na tą płaszczyznę. To naturalne że na nią wpływamy bo na niej żyjemy. Ale jeśli wpływamy to nie znaczy że Bóg nie wie jak ona wygląda. Po prostu widzi - co jest "po lewej a co po prawej", czyli co było i co będzie. Nie ma upływu czasu, jest tylko jeden stan, który jest w zawsze jasny i jednoznaczny, a jednocześnie zależny od nas, tych kropek.

Kolejne pytanie czym jest Bóg? Może po prostu świadomością tego całokształtu. Ale to już inny temat.


Z jakiegoś powodu czas odbieramy kompletnie inaczej niż przestrzeń - ale w zasadzie nie ma niczego co by za tym stało, poza subiektywnym odczuciem naszego umysłu. Może wszystkie chwile istnieją naraz, "w jednym momencie", co ja mówię, na pewno jest taki punkt widzenia i matematyczna interpretacja w której byłoby to prawdą. A skoro by była taka interpretacja to nie ma nic co by przemawiało za jej niższością w stosunku do  interpretacji tradycyjnej.

Eh, telepatia

Strasznie często zdarza mi się powiedzieć coś tylko w części, niedopowiedzieć, zakładając że reszta jest oczywista.

Znam dobrze ten moment oceny. Pytam siebie czy wystarczy tyle informacji co podałam: analizuję wszystkie możliwości i jeśli biorąc pod uwagę wszystko co powiedziałam, wszystko co wiem, i wiem że ta osoba wie, jeśli biorąc to pod uwagę można wydedukować tylko jedną rzecz i jest to rzecz o którą mi chodzi to zakładam że wszystko jest jasne.

No i potem powoduje to wiele nieporozumień. Bo ludzie z reguły nie dedukują ani nie analizują.

Ciekawe czy gdyby ktoś powiedział mi to samo co ja, czy bym się domyśliła czy też zrozumiałabym inaczej. Tzn czy działa to w obie strony. Bo jeśli nie to jest to po prostu moja głupota.

No ale to nie jest tak jak się może wydawać. Że mówię cokolwiek co mi przyjdzie na myśl bez dokładnego przemyślenia. Ja właśnie analizuję wszystko i staram się powiedzieć to minimum które by definiowało jednoznacznie o co mi chodzi. A brzmi to chyba jakbym mówiła cokolwiek a resztę próbowała przesłać telepatycznie.

No ale po co ta oszczędność transferu? :D Powód jest jasny... im mniej informacji tym mniejsze prawdopodobieństwo popełnienia błędu. I mniejszy wysiłek dla drugiej strony. Bo to samo robię gdy ktoś mi coś wyjaśnia. Staram się zredukować jego wypowiedź do minimum stwierdzeń określających to o co mu chodzi. Większość pytań jakie zadaję ma na celu wykrycie zależności i pokrywających się stwierdzeń, żeby nie motały. Dopiero jak już mam obraz tego minimum to zaczynam się wczytywać w treść.

Tak, bardzo często to robię, kurde nawet jak piszę, staram się nakreślić tylko punkty zaczepienia, a reszta jest do wydedukowania.. głupio jeśli ktoś nie ma tego zwyczaju.. wtedy to pewnie brzmi jak sieczka niepowiązanych i chaotycznych stwierdzeń.

poniedziałek, 8 października 2012

Podejście fizyka do programowania

Ciekawe czy jest taki termin. Na zasadzie "coś nie działa.. coś nie działa! aha! sprawdźmy JAK dokładnie nie działa". Zamiast próbować za wszelką cenę dopasować aplikację do naszego wyobrażenia pozwolić jej ewaluować i traktować jak odrębny organizm. Obserwować, próbować aplikować zmiany a potem obserwować efekty. Potem inna zmiana, inny efekt. Można też to zwać podejściem eksperymentalnym, lub podejściem na chama.

Na przykład w wersji podstawowej objawia się tendencją do używania dużej ilości System.out.printlnt() w Javie zamiast debuggera oraz przewagą odgłosów stukania klawiatury nad ciszą. Ale kto powiedział że jest to złe? Może jest to po prostu inne podejście.. jak metoda Monte Carlo jest innym podejściem do liczenia całki (hmm, a może da się też programować statystycznie w zasadzie).

Żarty żartami, ale na serio, jeśli są trzy możliwości konfiguracji i jedna będzie poprawna, to z czystego lenistwa chce się wybróbować wszystkie trzy zamiast myśleć nad tym która jest właściwa. Z jednej strony nie powinno tak być, z drugiej kto ma większe szanse na pomyłkę, ludzki rozum czy statystyka?

środa, 12 września 2012

..no i lipa z pilnowania wagi

No i skonczyla sie sielanka. Zaczelo sie od bardzo prozaicznej rzeczy: nie zrobilam wystarczajaco duzo kanapek na tak dlugi dzien. Byl wieczor i decyzja byla sluszna ze nic juz dzis nie jem, mimo sciskania w zoladku. Decyzja zla byla ze zrobie zakupy na nastepny dzien. Nie robic zakupow jak sie jest glodnym.

Po pierwsze mleko 3,5%. Bo 1,5 litra jest tansze niz litr mleka 1,5%. Po drugie bakalie. Przeciez bakalie nie szkodza, mozna je jesc.. poszlo 50 gram bakalii na kolacje i szklanka mleka. Na sniadanie kasza gryczana z mlekiem i bakaliami, byloby ok gdyby nie spojrzenie na tabelke kaloryczna tego nieszczesnego mleka, i okazalo sie ze szklanka ma 160kcal. A wlalam juz dwie. Blad nr 3, wypilam wszystko zeby sie nie zmarnowalo.. ale morale juz poszly w dol. Z tych niskich morali wynikl blad nr 4 i gorzka czekolada. Bo mi smetnie i slabo ciagle, a jak zjem kostke czy dwie to pewnie mi sie zrobi lepiej. Rzecz jasna z kostki lub dwoch zrobila sie cala czekolada (lepiej sie wcale nie zrobilo). Motywacja do odchudzania juz na poziomie zerowym, i propozycja kolegi: moze kebab? Blad 5, nie to lepiej piwo (mniej kalorii i plynne). Rzecz jasna skonczylo sie na tym i na tym. Juz praktycznie panika i rezygnacja przypieczetowana 50 gramami migdalow.

No i dzisiaj z 8 ciastek takich mega kalorycznych i cala czekolada, tym razem mleczna. Chyba z 1600 kcal juz dzis mialam, a jest dopiero 2 po poludniu. Drugi dzien z rzedu zarcia, a powinno byc gora raz na miesiac takie cos.

Wnioski:
- planowac dzien i brac zapasowe, ohydnie zdrowe jedzenie na czarna godzine zeby nie chodzic glodnym
- nie robic zakupow jak sie jest glodnym
- jak wybieram zdrowe jedzenie nie patrzec na ceny
- nie jesc 'bo sie zmarnuje', lac do zlewu, wywalac zarcie do kosza, ile wlezie
- nie kupywac slodyczy na pozniej albo z zamiarem ze zjem troche i zostawie na potem
- nie 'wymieniac' grupowych pomyslow zjedzenia czegos na grupowe picie alkoholu i odwrotnie - zawsze konczy sie tym i tym

Co teraz? Musze sie jakos przeglodzic, i zaczac od nowa. Bieganie by bylo najlepsze. Grunt to sie nie przejmowac teraz tym i nie katowac, bo bedzie tylko gorzej..

wtorek, 11 września 2012

CIMST Summer School

Jakoś się tak zdarza w moim życiu że często wmiksowuję się w jakieś środowisko totalnie z innej beczki i próbuję się wtopić w tłum, poczuć jak to jest być jedną z tych osób.. teraz na tapecie mam osoby co się zajmują biotechnologią, medycyną, technologią chemiczną, nanofizyką, itd. Widzę różnicę, może to i przez to że jest to uniwersytet o wiele lepszy, no i te badania co ci ludzie tutaj prowadzą, to naprawdę są rzeczy sensowne, i które zostają wykorzystane, nie jakaś sztuka dla sztuki, pic na wodę. Mogę więc teraz odszczekać swojego posta "Research to brzmi dumnie", bo tutaj naprawdę są ludzie którzy wiedzą co robią i robią rzeczy naprawdę kosmiczne. Fajnie, odzyskałam wiarę w naukę. I robienie PhD :)

Obserwacja nr 1, osoby te naprawdę pasjonują się nauką, gadają o tym nawet na piwie i na imprezie. Inaczej niż w środowisku informatyków, gdzie jak tylko skończy się obowiązek jest tylko jedno pragnienie: wyłączyć mózg :P Ale jednocześnie są to osoby inteligentne, mają własne zdanie i samodzielne myślenie. Nawet ci "nietechniczni". Średnio też u nich z socjalizacją. Są mili, nie jacyś sztywniacy, ale po zajęciach raczej pójdą wcześniej spać żeby się wyspać niż na rundkę po barach. Ciekawe.

Obserwacja nr 2, dziewczyny: nie znam się wprawdzie, ale powiedziałabym że są to w większości osoby atrakcyjne (jest to środowisko mieszane z różnych krajów, więc nie ma biasu pod tym względem). Jest taki stereotyp, że jak jest dziewczyna co się zajmuje jakimiś naukami ścisłymi, to pewnie jest albo szkaradna albo wygląda jak facet (co w sumie na jedno wychodzi). Patrząc tu wcale bym tak nie powiedziała. Zresztą faceci też są niczego sobie. Na dodatek wśród studentów informatyki dziewczyny wcale nie są mniejszością.

Robimy rzeczy o jakich nigdy bym nie pomyślała że będę mieć okazję. Skanować swój mózg w fMRI robiąc eskperymenty jakie mi tylko przyjdą do głowy. Albo dzisiaj obrazowanie myszy przy pomocy substancji radioaktywnych. Chodzenie po tych wszystkich labolatoriach chemicznych, nanorobotyka, wszystko można zobaczyć, spytać jak działa, porozmawiać tak na luzie. Nanoroboty co będą wstrzykiwane do organizmu i będą przeprowadzać operację od środka, ulepszanie badania rentgenowskiego żeby nie było tak szkodliwe dla zdrowia, modele 3D mózgu, neuronów, naczyń krwionośnych, pojedynczych komórek, wizualizacja prędkości przepływu krwi w organiźmie.. komos. Do tego wykłady z teorii, tzn jak to wszystko działa, od podstaw, od fizyki i chemii po wynikowe obrazy i dane. I jeszcze komputerowe przetwarzanie obrazów, stochastyczne modelowanie przebiegu procesów biologicznych. Może nie nadążam na razie za wszystkim ale nabieram ogólnego pojęcia co by mnie mogło interesować w przyszłości..

środa, 5 września 2012

a taka tęcza

A dlaczego właściwie spektrum widzialne zaczyna się od fioletu a kończy czerwienią, tak ze można je połączyć w głowie w krąg.. jakby taki truman show, wytapetowali nam świat naokoło..

..zaraz zaraz, przecież subiektywnie każdy inaczej widzi kolory.. a jednak każdemu się chyba wydaje że między czerwonym a fioletowym jest gładkie przejście, dlaczego? a to nie jest tak że mózg stara się stworzyć nam jedną gładką spójną całość? żeby łatwiej było żyć? czy nie pokazuje to właśnie jaką mózg potrafi nam sprzedać iluzję? czy to nie jest dobry przykład że tak samo może być z naszym "logicznym myśleniem"?

nawet jeśli nieprawdą jest że każdy widzi kolory inaczej, bo mamy taką samą budowę aparatu wzroku (chociaż chodziło mi o odbiór tych kolorów, wrażenia, ale nieważne), to i tak można powiedzieć że ewolucyjnie się wykształciło to połączenie fioletu z czerwienią, żeby nam stworzyć bezpieczny świat bez luk. A czy nie tak samo kształtowało się myślenie?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Jak sobie pościelisz..

Rozmawiałam wczoraj z różnymi dziewczynami tutaj w Polsce, i wcześniej też.. "Wiem że się nade mną znęca, i czasem już nie mam siły tego znieść. I przecież mówi mi że ma mnie dosyć i nie chce już ze mną być, i tak sobie czasem myślę, może lepiej by było dla niego żebyśmy się rozstali. No ale z drugiej strony.. ja chcę z nim być. Bo nie chcę być sama. Nie umiem żyć sama, jak można być samemu? To tak, to po co wstawać? Co robić przez cały dzień? Chyba to normalne" "I już on do mnie chciał wrócić, ale ja powiedziałam nie, i dopiero wiecie co mi powiedział, że on miał się zamiar oświadczyć. No jasne że to wszystko zmienia, jestem pewna że gdybyśmy się zaręczyli to już by było inaczej, lepiej. No bo wtedy już bym była pewna że mu zależy, już by na pewno nie odwalał takich rzeczy, nie wyzywał od kurw. A ja bym się nie wkurzała na niego o byle co, bo bym była pewna że ten związek traktuje poważnie" "A on jej powiedział, że ten rachunek za biżuterię co znalazła w portfelu co mu wyrwała z wyzwiskami, że ta biżuteria to nie dla innej, tylko zaliczka, na pierścionek zaręczynowy. No i ona tak się wzruszyła i że dopiero zrozumiała, i kochanie i zaczęła go przepraszać. Do dziś pierścionka nie zobaczyła"

Nie wiem jak to skomentować. Nie wiem co powiedzieć. Ludzie co się szarpią ranią karmiąc bajkami i iluzją, a potem są zaskoczeni że to co wygląda i śmierdzi jak gówno jest gównem.

Już wiele razy myślałam o tym, dlaczego nie uczy się takich podstawowych rzeczy w szkole? Razem z biologią, informatyką i polskim? Przecież jeśli rodzice nie potrafią tej wiedzy dziecku przekazać to nikt jej nie przekaże. Że jeśli facet wyzywa cię od kurw to NIE jest normalne. Że po ślubie się NIE ułoży. Że po pierwsze trzeba umieć być szczęśliwym samemu, a potem z kimś. Że to rozwijanie się we własnym zakresie daje szczęście i satysfakcję z życia, a nie ktoś inny. Że związek to nie symbioza. Że uzależnienie od kogoś i szantaż nie mają nic wspólnego z miłością.

Wyrastają na dorosłych co nie potrafią się zająć sobą. Oczekują od życia że znajdą osobę co zaspokoi ich wszystkie pragnienia i oczekiwania, i przypinają temu plakietkę "miłość". No i cierpią, a przecież całkiem niepotrzebnie.

Jak to teraz czytam to cieszę się że jestem sama. W zasadzie przyszło mi do głowy że miałam dość okazji się wkopać w coś takiego, ale miałam dość rozsądku żeby się ewakuować, albo po prostu tych okazji nie wykorzystać. To jak kupowanie komputera z biedronki. Bo jest komputerem, i do tego tani. "Niby jestem w związku, no wyzywa mnie, bije, i mówi że nie chce ze mną być, ale przynajmniej nie jestem sama ..a po ślubie na pewno wszystko się ułoży." Nigdy nie pójdę na taki "kompromis".

piątek, 10 sierpnia 2012

zabawne..

zabawne. gdy ktoś kogo znasz 2 dni w tym jedną imprezę mówi ci rzeczy o tobie które innym zajmowały miesiące, patrząc przy tym całkiem w oczy, i że to spojrzenie nie wywołuje ani strachu ani nieufności. zabawne że czasem można tak łatwo zaufać mimo że kogoś nie znamy, a czasem tak ciężko zaufać komuś kogo znamy przecież tak długo. zabawne jak jeszcze po tylu dniach, kiedy wszystko już przeszłością odległą zostać powinno, wpadają mi do głowy strzępki rozmów i rad, rodzą się wnioski.


..a pomyślałam sobie dzisiaj idąc ulicą, że ludzie nie patrzą sobie otwarcie w oczy nie dlatego że boją się że ktoś zobaczy kim są naprawdę. bardziej się chyba boją zobaczyć kim naprawdę jest ta druga osoba.


poniedziałek, 23 lipca 2012

siedze sama objeta strachem zakletym w ciekawosci umarlej rezygnacje. spokojnie, kiwam sie to w przod to w tyl, probujac wysuplac dodatowe godziny, obtulic sie spokojem urojonym z tej ciszy. w smierci nadziei ta jest pociecha ze umiera tez mozliwosc rozczarowan wszelka. oddaje wszystko bez walki w ciszy obserwuje jak wala sie marzenia, pala mosty, zaprzepaszcza wszystko co kiedys sie wydawalo wazne. nie obchodzi mnie to. patrze jak plyna mysli, lata, czas. o tyle lzej. chce tylko moc kiedys wypic goraca herbate siedzac przy kaloryferze. zjesc sernik. zanurkowac w jeziorze. zaspiewac grajac na gitarze. nic wiecej nie jest wazne.

środa, 11 lipca 2012

Dziwne błędy

Z tego co zauważyłam gdy trafia się jakiś dziwny zaskakujący bug, który w zasadzie nie jest krytyczny i nic złego nie robi, mimo wszystko warto to sprawdzić. Często jest to wierzchołek góry lodowej pod którą kryje się coś poważniejszego. W zasadzie moment w którym błąd zaczyna zaskakiwać oznacza że nie do końca ogarniamy kod, co zwiększa drastycznie prawdopodobieństwo że coś zostało źle zaporogramowane.

Zabawne, ale w większości gdy coś nie działa od razu wiadomo dlaczego nie działa i gdzie trzeba pogrzebać a czasem nawet od razu wiadomo dokładnie co zmienić.

Dan Siegel i Mindsight

Czytam tą książkę i szczena mi opada. Jaka szkoda że nie trafiło mi w ręce coś takiego wcześniej. Jaka szkoda że nie poszłam na inne studia i sama nie byłam częścią wyciągania tych wniosków..

Odpowiada na wszystkie moje pytania "dlaczego" na temat procesu myślenia. Dokładnie od deski do deski wyjaśnia jak działa mózg. Jak działają wspomnienia, uczucia, emocje, co się dzieje gdy człowiek jest w afekcie, jak działa mechanizm traumy, dlaczego niektórzy ludzie są na maksa skupieni na faktach i nie potrafią okazać empatii, a niektórzy zmieniają zdanie co pięć minut i nie pamiętają co mówili wcześniej. Dlaczego po alkoholu są zaniki pamięci, dlaczego wystarczy się raz nauczyć jazdy na rowerze żeby już zawsze umieć na nim jeździć.

Uzasadnia wiele obserwacji które sama poczyniłam na sobie. Obala mity które i mi wydawały się mitami. Wyjaśnia i nawet uzasadnia naukowo niektóre wierzenia i ludowe mądrości. Wyjaśnia jak działa medytacja, jak działa sen. Łączy odległe zagadnienia w jedną spójną i logiczną całość, co prawda z pewnymi lukami gdzie jeszcze nie wiemy pewnych rzeczy, ale to tylko dodaje wiarygodności.. Jej. Po prostu jedno wielkie A-ha!

Na przykład przeczytałam dlaczego proces nauki przebiega o wiele bardziej efektywnie gdy występuje jednocześnie z emocjonalnym zaangażowaniem. Dlaczego osoby mające słabą świadomość swojego ciała mają zwykle niską zdolność empatii. Dlaczego mówi się że charakter się stabilizuje w wieku około 25 lat, że następuje wtedy genetycznie zaprogramowany proces specjalizacji - odcinania neuronów które były najmniej używane. Zostało potwierdzone to co mi się wydawało, że wszystkiego można się nauczyć, nie ma tak że jeśli ktoś jest słaby z matmy to po prostu jest i trudno, wszystko można odkręcić. Że lepiej jest myśleć! myśleć o swoim myśleniu i uciekanie od nieprzyjemnych myśli prowadzi donikąd. Że w przypływie paniki najlepszą strategią jest maksymalne wczucie się w nią. Że regularna aktywność fizyczna polepsza zdolności umysłowe. Że dziecko pamięta nieświadomie rzeczy sprzed swojego poczęcia i nawet to czego nie pamiętamy ma na nas wpływ. Że intuicja jest czymś realnym. Że system nerwowy jest nie tylko w głowie ale całym ciele, również sercu. Że odczuwanie bólu w sercu gdy ktoś bliski nas rani emocjonalnie jest całkowicie fizjologicznie wytłumaczalne, to nie jest żadna autosugestia. Że umysł potrafi odcinać wspomnienia albo myśli na podstawie tylko naszej stanowczej decyzji. Że nawet jeśli odetniemy uczucia to one nadal są i zachowujemy się zgodnie z nimi, choć nie zdając sobie sprawy. Że strategią radzenia sobie z traumatycznymi doświadczeniami jest przemyślenie ich a nie uciekanie. Wymyślenie sobie bezpiecznego i przyjemnego miejsca w którym zawsze można się schować w myślach. Dlaczego regularne skupianie się na oddechu pomaga w uzyskaniu spokoju umysłu, i co dokładnie to sprawia. Jak na mózg działają techniki relaksacji polegające na wyobrażaniu sobie swojego ciała od wewnątrz. Tyle informacji..

Nowy pomysł na odchudzanie

Taki pomysł: gdy jem nie dodaję kalorii które zjadłam, ale odejmuję od puli którą mogę zjeść. Powiedzmy, mam przydział 1600kcal dziennie, to jest 11200kcal na tydzień. Za każdym razem jak coś zjem odejmuję od swojej puli. Jeśli w danym dniu ćwiczę przynajmniej 40 minut mogę "zarobić" 100kcal, ale nie więcej - niezależnie od tego jak długo ćwiczę (mam tendencję do przesadzania z intensywnością i długością ćwiczeń jak już zacznę). Drukuję karteczki z punktami, jak banknoty, i biorę sobie te 11200kcal które mam "do wydania" w tym tygodniu, i nie mogę wziąć więcej. Mogę te punkty rozdzielić jak mi się podoba, nie jeść nic przez parę dni a potem zjeść czekoladę, albo wcinać ogórki przez pół tygodnia a przez resztę frytki. Mogę też stale oszczędzać punkty z każdego tygodnia "na czarną godzinę". Ciekawe czy taki "shift" coś da w odchudzaniu.

Bo tak myślę mózg ma naturalną tendencję do dążenia do "gromadzenia" a nie do "wydawania". Kiedy jedząc liczymy kalorie mamy to wrażenie że coś gromadzimy, co mózg uznaje za pozytywne. Bardzo wyraźne jest przecież zjawisko że gdy nie ma pieniędzy to i apetyt jakiś mniejszy. Łatwiej powstrzymać się od spania gdy można popracować godzinę dłużej i więcej zarobić, trudniej powstrzymać się od jedzenia, gdy można.. - no właśnie, mózg nie widzi żadnej bezpośredniej korzyści z niejedzenia. Może właśnie taka zamiana podejścia może pomóc w ograniczeniu jedzenia..

piątek, 15 czerwca 2012

Abstrakcja..

Jest gościu niesamowity. Dzisiaj patrzyłam i patrzyłam jak mówi, jak opisuje co ma do zrobienia, co zrobił, z czym są problemy, gdzie są wątpliwości.. łooo, musi mieć swietną wyobraźnię przestrzenną, i myślenie abstrakcyjne. Momentami prawie można było zobaczyć co jest w krórym miejscu dookoła jego głowy, prawie wyciągał ręce żeby tą rzecz dotknąć, obejrzeć, przyjrzeć się bliżej. Pokazywał w przestrzeń gdy o czymś mówił, ruchem głowy nieznacznym, gdy zmieniał temat patrzył już w inne miejsce. A pozostałą część czasu siedzał tylko ze spuszczoną głową i zmarszczonymi brwiami, jakby wyłączony z tego co się dzieje dookoła. Tylko wybuch śmiechu od czasu do czasu zdradzał że jednak słucha co się dzieje, i to bardzo intensywnie słucha. Ten jego śmiech mógłby nawet zabrzmieć nie na miejscu i dziwnie, wręcz szaleńczo, bo nikt inny się nie śmiał ani nie żartował. Może ktoś pomyślał że śmieje się z czego co mu się przypomniało, że zatopiony jest tak we własnych myślach. Ale myślę że po prostu na bardzo własny sposób wszystko odbiera i interpretuje. Przy tym nie obchodzi go reackja innych, nie to że jest głupio zarozumiały jak na początku mi się wydawało, ale to wygląda jakby wiedział już, że wszystko co robimy na tej planecie to tylko niezręczne błazeńskie próby, że wszystko jest w gruncie rzeczy przewidywalne i mało znaczące, i w zasadzie głównie zabawne. Podoba mi się to podejście.

I, ono również myślę wynika z wysokiej zdolności myślenia abstrakcyjnego. Hmm ciekawe, pewnie różni ludzie mają tą zdolność rozwiniętą na różnym poziomie. Może ciekawa byłaby próba oceny tego u konkretnych osób, ciekawe czy nie jest czasem tak, że łatwiej mi się dogadać z ludźmi którzy myślą bardziej w ten sposób.

środa, 13 czerwca 2012

I w cierpliwości wytrwam w samotności.


Siedząc bez ruchu czułam jak przedziera się, przez kolejne warstwy, próbuje się dostać na powierzchnię, uczucie rozbicia i pustki. I jak bardzo wdzięczna byłam sobie, czasowi, i za te wszystkie chwile gdy nie dałam rady, bo teraz już wiem, bo teraz już umiem, stworzyć powłokę, przez którą moje myśli mnie nie zranią. A czuję jak wwiercają się od spodu, próbują stworzyć oskarżenie, beznadzieję, dramat. Patrzę na to wszystko z boku, i tak, i wiem że w gruncie rzeczy niczym jestem i nikim. I śmiać mi się chce na moje myśli na moje zwidy urojenia. Siedzę tam tak i obserwuję swój chory świat, z którego i tak nigdy się nie wydostanę. Rezygnacja. W spokoju wytrwam co najgorsze, a wiem że to dopiero nadchodzi.
 I co, powie ktoś nie przejmuj się, nawet nie wiesz kiedy życie się odmieni. Oj nie. Że co, że ktoś mnie znajdzie weźmie za rękę, wyprowadzi stąd? O nie. Nie ma takiej osoby, każdy zajęty jest swoimi sprawami a  moja osoba nie gra w tym żadnej roli. Że ktoś mógłby mnie chcieć poznać, sama bym nie chciała. Nie daję się już nabrać na bzdety. Wyrosłam ze złudzeń. Wracam do punktu wyjścia. Do zimnej polarnej krainy. Ale teraz przynajmniej mam namiot.
Moim zadaniem nie jest znalezienie kogoś. Przyjaciół, partnera. Moim zadaniem jest nauczenie się żyć samemu. Wysłali cię na militarne szkolenie żebyś umiał szybko się zabić. Na nic innego i tak nie będzie szans.

Możesz się miotać, możesz się żalić wszystkim wokół, możesz krzyczeć że to niesprawiedliwe, może nawet spróbujesz szantażować los, mówić że jeszcze trochę i się całkiem poddam - ale gdy naprawdę się poddasz, nie powiesz nic tylko weźmiesz sznur. Jest ogromna różnica między zwykłym smutkiem a moim teraz. Na zwykły smutek człowiek się nie godzi, jest jego ofiarą. Spada samolot i spada. Boimy się, mamy nadzieję. A teraz spadł. I nie, nikt nie przeżył. I tak, rozpieprzył się w drobny kurna mak. I tak, nie szukam już niczego. Nie czekam już na nic.

Całe moje zachowanie w stosunku do ludzi, całą powierzchowność mam wyuczone. Wystarczy na kilka tygodni sobie odpuścić i czuję się jak niepełnosprawna umysłowo. Nic się nie zmieniło. Bo ludzie się nie zmieniają. I nie mam dziś siły grać.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Też bym tak chciał

Nie rozumiem trochę niektórych ludzi. Czasem jest spotkanie reintegracyjne w pewnym mieście w Polsce. Ktoś nie przyjedzie bo ma dużo nauki. Bo za daleko, aż 300km. Bo nie ma kasy na bilet. Kurde. Ja kombinuję jakie połączenie samolotowe znaleźć żeby być na te parę dni, a innym się nie chce dupy ruszyć z miasta do miasta. A potem narzekają jakie to życie nudne. Że też by chcieli tak imprezować, jeździć, mieć znajomych. Koleżanka napisała że nie pojedzie na wycieczkę swoich marzeń co się nadarzyła (w dość elastycznym terminie), bo ma wesele, i do tego pracować musi. Przecież są weekendy. Przecież są dni wolne, można wykminić urlop. Przecież jest autostop, przecież nie jesteśmy niewolnikami. A niestety niektórzy tak żyją.

Nie wiem, jak pojechałam o tak o sobie po Europie to wszyscy mówią ale super, ale ci fajnie, też bym tak chciał/chciała. No to pytam na co czekasz? Co cię trzyma? Aaa, bo.. Nie masz kasy, na autostop i couchsurfing dużo nie trzeba, jak wynajmiesz komuś mieszkanie na ten miesiąc to ci się zwróci, nie masz czasu, masz miesiąc urlopu w roku, więc co? No... że ci się tak chce.

Kurczę czy naprawdę jest aż tak źle że chęci są właśnie tym czego brakuje by zrealizować marzenia? Trochę głupie, co..

Jasne, ktoś powie że w Polsce się nie da, że nie ma pracy, nie ma środków, ale wcale nieprawda, nie trzeba zaraz lecieć z biura podróży nie wiadomo gdzie (co i tak może być tańsze niż się wydaje). Zorganizowanie głupiego wyjazdu nad jezioro ze znajomymi już było nie lada wyzwaniem. Bo jak zwykle, nie ma czasu, nie ma pieniędzy, no i jeszcze na koniec pogoda nie taka. A potem wspominanie przez kilka lat jak to super było wtedy nad jeziorem. Kurde.. przecież.. 7zł bilet, jeden weekend. Życie dzieje się właśnie tu i teraz, nie ma sensu odkładać życia na później.

niedziela, 3 czerwca 2012

"Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono" :(

W dziwny pokraczny sposób zawierała znajomości, niecierpliwie rzucając wszystko na pierwszy ogień, zabierając obcym całą frajdę z procesu poznawania się. Bez żadnych oporów opowiadała obcym o najintymniejszych szczegółach swojego życia, o ile chcieli słuchać. Tego szukała, kogoś kto będzie słuchał, kto będzie umiał ją poznać. Najlepiej i tak czuła się we własnym towarzystwie. W ciągłym poczuciu że jest inna, lepsza, ledwie zwracała uwagę na to co się działo dookoła. Kłębiące się uczucia i emocje utworzyły plątaninę stwierdzeń i urwanych zdań, pomysłów, i olśnień. W jednej chwili ktoś zostawał przyjacielem, ktoś inny kochankiem. Nie było już reguł, nie było logiki, nie było nawet sumienia. W tej ucieczce przed nadciągającą przepaścią, wyrzucała za burtę wszystko co udało się odciąć, oderwać. Nie potrzebuję niczego, myślała. Tak dostosowała swój tryb życia by łatwiej było w tym wirze wytrwać, na tej huśtawce pozytywnych i negatywnych emocji.

poniedziałek, 28 maja 2012

Project Management

Jeśli klient zgłasza poprawkę do zaimplementowania, są dwa rozwiązania:
- zaimplementować
- wytłumaczyć że jest mu to niepotrzebne
.. z preferencją opcji nr 2.

bez kitu.

sobota, 26 maja 2012

"Dlaczego Finlandia"?!

Wyobraź sobie środek nocy, małe miasteczko. Widzisz ulicę, obok ulicy małe drzewa, a za tym rzędem drzew wzdłuż ulicy biegnie alejka. Po jednej stronie ulicy pagórek, po drugiej las, za którym rozciąga się jezioro. Jest ciemno, lampy oświetlają ulicę żółtym przygaszonym światłem. Beton jest jeszcze mokry po deszczu i w powietrzu czuć wilgoć parującego powietrza, jest ciepło. Jest druga nad ranem. Na niebie wolno przesuwają się najdziwniejsze kształty chmur i chmurek. Jest pusto, słychać tylko ciszę i śpiew ptaków.

Teraz wyobraź sobie że ktoś zapala światło. Światło pada pod kątem, prawie przy ziemi, jakby ktoś daleko za lasem zapalił olbrzymią latarkę. Przebija się  z trudem przez chmury które nabierają szarego i niebieskiego koloru. Trawa staje się przesadnie zielona, pnie drzew nabierają ciepłego brązowo beżowego koloru, rzucają podłużne cienie na mokry beton. Wszystko wygląda tak nienaturalnie jakby było częścią modelu, miniaturki w studiu jakiegoś projektanta. I wtedy nagły powiew wiatru który porusza liście drzew, dźwięk tych liści, jakby każdego listka z osobna, zapach sosny, deszczu, trawy, to wszystko uświadamia ci że to wszystko jest realne. I idziesz przez tą scenerię, słysząc tylko ptaki, podziwiasz każde drzewo, każde źdźbło trawy.

Teraz wyobraź sobie dzień, jest zima. Właśnie spadł nowy śnieg, ten puch, ta najlepsza część zimy. Znowu jesteś w miasteczku, i chociaż jest to miasto to śnieg wszędzie jest nowy, nie ma roztopionej solą brunatnej mazi. Śnieg jest biały, świeży. Jest na drzewach, przymarznięty do gałęzi, leży na ziemi, ubity na ulicy. Tłumi wszelki dźwięk, tak że nawet nie słyszysz własnych kroków. Wszystko jest pomalowane na biało, i w pewnym momencie przypominają ci się pocztówki z zimą, świętym mikołajem, te sielankowe widoczki które zawsze wydawały się przerysowane, jakby z innej rzeczywistości, a teraz sam taki widok masz przed oczami. I teraz ktoś przygasza światło, i zmienia jego barwę na lekko niebieskawą. Tą niebieskawą poświatą oświetlone jest wszystko naokoło. Do tego opustoszała ulica i cisza.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Ćwiczenia oddechowe

Ćwiczenia oddechowe, medytacje, sranie w banie. Tak myślałam kiedyś, potem trochę spróbowałam, kurde, no niby działa. Ale jak, dlaczego, chyba to autosugestia myślałam..

.. i tak ostatnio trafiłam na wykłady dr Dana Siegela na youtubie. No rozwaliło mnie, interdyscyplinarne podejście do sprawy przez neuropsychiatrę z wieloletnim doświadczeniem w leczeniu zaburzeń u dzieci. Więc chyba można uznać za wiarygodne źródło. Na Google TechTalks się wypowiadał.

I całkiem na marginesie i między innymi było odnośnie tego oddechu. Naukowo dowiedziono że ćwiczenia oddechowe zwiększają ilość komórek w częściach mózgu odpowiedzialnych za empatię i równowagę emocjonalną. Ale dlaczego tak się dzieje, nigdy nie mogłam zrozumieć co ma piernik do wiatraka. Aż tam padło wyjaśnienie. I zrozumiałam że skupianie się akurat na oddechu jest tylko jednym ze sposobów, akurat bardzo wygodnym i naturalnym, no i uniwersalnym. Ale chodzi o dwie rzeczy, nieporadnie tłumacząc z angielskiego: zdawanie sobie sprawy ze swojej świadomości i utrzymywanie uwagi na swoim zamiarze. I obie te rzeczy łatwo ćwiczyć skupiając się na oddechu.

Nie byłam też pewna jak ja mam się na tym oddechu skupiać. Szybko się zniechęciłam bo myślałam że skoro moga uwaga bardzo łatwo się rozprasza to widocznie coś robię źle. A właśnie o to chodzi. Żeby tą uwagę uparcie i ciągle przywracać, właśnie ten moment jest kluczowy. To jest takie świadome kierowanie myśli, kontrola tego strumienia. Właściwie to brzmi i wygląda teraz jak coś oczywistego, ale wcześniej tego nie rozumiałam.

Mówił też że jest w mózgu ludzkim ośrodek odpowiedzialny za moralność. Jest też ośrodek odpowiedzialny za intuicję. I to nie to że 'gdzieś tam jest', ale dokładnie wiadomo w którym miejscu.

I że myślenie jest determinowane przez układ komórek nerwowych. Ale też układ komórek nerwowych jest determinowany przez myślenie. Czyli że proces myślenia wpływa na budowę mózgu. I że dlatego można mózg całkiem przebudować i to w każdym wieku, jedynie odpowiednim myśleniem. Tyle że najczęściej się jest w zamkniętym kole, co jest zrozumiane skoro w tym systemie wyjście stanowi wejście i vice versa (ciekawe gdzie tam jest wejście na wolną wolę? bo gdzieś musi być). W ogóle gość tłumaczy z czysto fizjologicznego punktu widzenia różne zaburzenia psychologiczne, dokładnie wyjaśnia w których częściach mózgu co jest nie tak, i jak do tego najprawdopodobniej mogło dojść w dzieciństwie.

I na koniec, mimo że sprowadził człowieka do zbioru komórek, nadal jest tam miejsce na empatię, intuicję, moralność a nawet na coś co można nazwać duszą. Jak się tak tego słucha to powstaje intuicyjne pojęcie jakiegoś poziomu abstrakcji który się tworzy na skutek silnego skomplikowania tych wszystkich mechanizmów, i na tym poziomie abstrakcji można się tym zachwycić, i nie jest to wcale spłaszczenie pojęcia człowieka, i wcale nie stoi to w opozycji do koncepcji duszy, energii, medytacji, i tym podobnych, które na pierwszy rzut oka z nauką nie mają nic wspólnego. Facet nawet wyciąga fakty z fizyki i matematyki. Po prostu rozwala.

piątek, 23 marca 2012

Muzyka zagraniczna

A konkretnie śpiewana po angielsku przede wszystkim, mało jest ludzi słuchającej przebojów węgierskiej muzyki rozrywkowej, no poza Węgrami;p Muzyka zagraniczna i teksty piosenek, one zawsze bądą brzmieć pusto, bez głębszego sensu - ale to z prostego powodu, bo opisują i próbują oddać coś co jest nam obce, czego nie znamy, nie rozumiemy, bo tam nie mieszkamy, nie żyjemy tamtym życiem. Im dalszy kulturowo i geograficznie kraj, tym bardziej pusto będzie brzmieć to co muzyka chce przekazać.

Słucham Comy i myślę jakby ją odnieść do życia tutaj, no nie da się, taka muzyka by się nie przyjęła tutaj. Utwory są świetne, teksty powalają, ale tylko kogoś kto mieszka w Polsce, tylko taka osoba zrozumie o co chodzi. Albo Psychologa Happy Sadu czy Żyję w kraju Strachów na Lachy. Jak to odnieść tutaj, bez sensu. Albo przybite pół depresyjne teksty Comy, o świcie za oknem i herbacie wszeszczącej u sąsiada. Tutaj się nawet nie pije herbaty, nie pamiętam kiedy widziałam ostatnio czajnik gazowy. Gazu się nie używa. Utrata wiary, ciągła walka o sens, i sen o ocaleniu. To takie zrozumiałe w kraju gdzie człowiek się codziennie zastanawia czy będzie miał za co przeżyć kolejny miesiąc, w kutlurze gdzie narzekanie jest cechą narodową. Tutaj brzmi jak 'ej gościu masz jakiś problem lepiej idź do lekarza'. To co jest oznaką wrażliwości u nas staje się czymś nienormalnym za granicą.

Z drugiej strony muzyka może przybliżać kulturę kraju. Ale to zawsze już co innego, przybliżać niż być..

wtorek, 20 marca 2012

University Research

Research to brzmi dumnie.. Nowe technologie rozwijane na uniwersytetach, innowacyjne podejście, finansowanie nowych projektów, eksperymenty..

Detekcja ruchów gałki ocznej neurochirurga przy pomocy podczerwieni w celu eliminacji potencjalnych błędów lekarskich. Pięknie, brzmi imponująco. Bardzo to muszą być mądrzy ludzie którzy wiedzą co robią, i na pewno wynaleźli by masę rewelacyjnych rzeczy gdyby tylko dostali więcej pieniędzy..

..ale prawda jest taka że, przynajmniej tutaj, najczęściej to jest jedna wielka ściema. Im lepiej brzmi temat badań tym większe robi wrażenie. I nic poza tym. Najczęściej idea jest na poziomie "ciekawe jak zmieni się trajektoria ruchu siekiery drwala jeśli zaczniemy uderzać w jego głowę kamieniem o wadze między 0.5kg-1kg". Programiści pracujący w projektach na uniwersytecie nie mają często żadnego doświadczenia. I wcale go nie zdobywają - bo nikt od ich kodu nie wymaga efektywności ani jakości, jakiekolwiek wyniki osiągną będą one dobre - to jest w końcu wynik badań, więc jakaś informacja, wnosząca coś do puli wiedzy naukowej ludzkości. Zresztą ci co ich nadzorują też się sami niewielu praktycznych rzeczy na uniwerku nauczyli i koło się zamyka. Nie ma rynku który by dyktował wymagania, nie ma tej selekcji naturalnej.

Czasem problem jest naprawdę skomplikowany. Ale pełni naiwnego optymizmu zaczynają badania. I nagle ojoj, okazuje się że faktycznie sprawa jest przegrana, podejście obrane złe, i wszystko nie ma większego sensu. Ale zaczęliśmy, dostajemy finansowanie, więc idziemy w to dalej, co.. Więc co zrobimy, uprościmy problem. Narzucimy jakieś warunki które nie mają praktycznie szans wystąpić w rzeczywistości, i dla tej hipotetycznej wymyślonej sytuacji będziemy prowadzić badania przez kolejne dwa lata, musimy tylko pamiętać by prezentując temat przemilczeć na ile się da te założenia.

Niekoniecznie są to ludzie super inteligentni. Czasem są to skrajni idealiści mający niemożliwe pomysły których nie chcą skonfrontować z rzeczywistością. Albo osoby które potrafią bardzo przekonująco lać wodę, zapewniać o czymś o czym nie mają pojęcia. Albo osoby mające wysokie mniemanie o sobie, manię wielkości, którzy na uniwersytecie mogą stworzyć sobie tą iluzję bycia kimś lepszym i robienia czegoś więcej. Albo po prostu ludzie sprytni którzy znaleźli idealne rozwiązanie by móc się obijać w pracy przez resztę życia.

Detekcja ruchów gałki ocznej w neurochirurgii.. testowałam to urządzenie na sobie, było w stanie rozpoznać gdzie patrzę z dokładnością do 5cm. 5cm i neurochirurgia?! Ja nie wiem co oni mierzą, równie dobrze mogliby wróżyć z fusów.

Detekcja środowiska w którym znajduje się użytkownik telefonu komórkowego na podstawie próbek audio z mikrofonu telefonu. Porównanie baru, pociągu, atobusu i biura. Z jakiegoś powodu biuro było najłatwiejsze do rozpoznania. Rzeczywiście, rozpoznanie ciszy okazało się łatwiejsze niż odróżnienie odgłosu silnika samochodu od trajkotu torów, czy muzyki techno, dziwne..

Takie mam wrażenia przed podjęciem decyzji czy robić doktorat. Chyba już znam odpowiedź na moje pytanie.

sobota, 17 marca 2012

Religia..

Aha, miałam się tu rozpisać i nie wyszło, zajęłam się czymś innym. Ale napiszę teraz..

Kiedyś myślałam że osoba która jest ateistą.. to jakiś straszliwy twór. Albo nieszczęśliwy człowiek który był tak od początku wychowany i biedny że nie wie jak żyć, albo potępienia godny zdrajca co wyrzekł się religii dla marnych przyjemności, przykrywając prawdziwy powód "zdrowym rozsądkiem".

Okej, potem trochę ochłonęłam, zrozumiałam że po pierwsze nikt nie ma autorytetu mówić jak należy żyć, że każdy ma prawo wyboru, że wszystko jest na dobrą sprawę subiektywne, i w zasadzie niech sobie każdy żyje jak chce i robi co chce. I wcale człowiek niewierzący nie musi zachowywać się gorzej od wierzącego, i wcale nie musi być mniej szczęśliwy czy bardziej egoistyczny. I tak z punktu widzenia religii jestem odpowiedzialna tylko i wyłącznie za swoje zbawienie, przynajmniej religii katolickiej.

Ale nadal myślałam że wychowanie bez Boga, bez religii, szczególnie jakiejkolwiek religii, to brak wzorców moralnych, brak kręgosłupa moralnego, taki człowiek nie wie co jest dobre co złe, żyje bez żadnych kompletnie zasad, kierują nim tylko jego prymitywne popędy, całe jego zachowanie jest na poziomie zachowania zwierząt.

Jestem teraz w śmiesznym momencie bo dokładnie pomiędzy religią i jej brakiem, widzę co jest po jednej i po drugiej stronie.

Otóż sobie uświadomiłam że ten przedostatni akapit to jest całkiem nieprawda. To jest to co się słyszy w kościele i na lekcji religii, coś co wydaje się logicznie, szczególnie jak zna się tylko osoby co jadą na tym samym wózku. Ale wcale nieprawda że osoba nie wierząca nie sumienia, nie wie co dobre co złe, nie ma poczucia moralności.

Wręcz przeciwnie. Taki kręgosłup moralny może być właśnie lepszy jakościowo bo wynika z własnych przekonań i własnej wolnej woli. Kręgosłup moralny ukształtowany przez religię jest z definicji zewnątrzsterowany. Przez księdza, przez biblię, przez kościół, przykazania, itd. Religia wyklucza samodzielne myślenie. Samodzielne myślenie jest równoważne jednymu z wypaczeń wiary, interpretacji religii na swój sposób. Przed tym się przestrzega ludzi wierzących. Stąd właśnie te zarzuty że ludzie religijni nie potrafią myśleć samodzielnie. Oni nie dlatego nie myślą samodzielnie bo są głupi. Ale dlatego bo to jest właśnie główny mechanizm działania religii, dla nich to nie jest samodzielne myślenie tylko wywyższanie się, bluźnierstwo, grzech. I jakże niebezpieczne jest to zewnątrzsterowanie, po pierwsze umożliwia manipulację, po drugie wytwarza w człowieku taki stosunek braku odpowiedzialności za rzeczywistość którą tworzy. Takie lenistwo, pasywność moralną. To właśnie generuje wypaczenia moralności, i staje się całkiem odwrotnie niż było zamierzone.

środa, 8 lutego 2012

Słuchawki na uszach

Ludzie! ja rozumiem że jak jest hałas naokoło to łatwiej się skupić mając słuchawki na uszach. Ale nie musicie wtedy pstrykać długopisem, głośno wzdychać, syczeć, nucić pod nosem, tupać nogami, albo bębnić palcami. szczególnie jak ten hałas już dawno ustał. czasem mam wrażenie że wszyscy naokoło dostają jakiegoś adhd jak tylko założą słuchawki..

wtorek, 7 lutego 2012

Polska

Jak byłam mała (ten czas rozmyślań na początku podstawówki) często myślałam jakiego to ja mam pecha że urodziłam się w takim durnym kraju. Że jesteśmy we wszystkim najgorsi, zawsze dostajemy po dupie, a do tego wmawiają nam że powinniśmy się cieszyć, totalna obłuda. Oczywiście zawsze mogło być gorzej, mogłam głodować w Afryce albo coś..

Potem o tamtych rozmyślaniach myślałam z uśmiechem jaka ja byłam mała i głupia, jasne że zawsze się ma takie wrażenie że u sąsiada trawa bardziej zielona.

Potem wysnułam nawet teorię, widząc zachowanie świadczące o podobnych odczuciach u innych Polaków za granicą że my Polacy to mamy w ogóle jakiś kulturowo ugruntowany kompleks niższości, że to chyba historycznie myślimy że jesteśmy najgorsi, albo jednymi z najgorszych.. i że powinniśmy to zmienić, kurde jak Chinka mi mówi że chciała zwiedzać Polskę ale jej koleżanka Polka powiedziała żeby lepiej tam nie jechać i że nic tam ciekawego nie ma.. no nie powiem jakoś w środku też mam to przekonanie.. i myślałam że trzeba to zmienić, jakoś tą naszą świadomość narodową.

A teraz, teraz wracam do tej pierwszej opinii, to wcale nie jest przekonanie, wrażenie, kompleks, to jest fakt, Polska to totalnie powalony kraj. Smutne jest to że tworzą ją ludzie czyli my Polacy. Im jestem dalej (emocjonalnie, myślowo, nie fizycznie) stamtąd tym bardziej widzę jeden wielki absurd zamiast Ojczyzny. Nie mówiąc jaką mamy opinię za granicą.

Już nawet pomijając politykę. To jest wszędzie, absurd jest wszędzie, w durnych zachowaniach, kulturze, stereotypach, ustawiczne utrudnianie sobie życia poprzez próby zaspokojenia potrzeby udowodnienia innym że się coś znaczy, po trupach do celu. Model rodziny, model związku, teraz sobie myślę jakie to wszystko w co gra dwoje ludzi będących ze sobą jest absurdalne czasami. I wszystko przechodzi z pokolenia na pokolenie. Ewoluuje jakoś w tym dziwnym splocie obrony honoru i aprobaty męczeństwa.. to jak taki kłębek poplątanych nici, i w miarę upływu czasu te sznurki się tylko zacieśniają..

I to nie jest normalne. Nie mówię o bezpieczeństwie materialnym, bo z tym to się można od razu pożegnać, ale emocjonalnym. Przez te chore wzorce bycie razem staje się udręką, związki są budowane na zasadzie męczennica-oprawca, alkoholizm, przemoc, przecież w mniejszych wioskach to norma, jeśli gdzieś bym spotkała kolegę którego ojciec nie pije to bym od razu założyła że pewnie dlatego że nie żyje albo ciężko choruje. Przecież to nie jest normalne!

I to wszystko co zaczyna do mnie docierać teraz to podejrzewam tylko wierzchołek góry lodowej. Ciężko to zauważyć będąc w tym, sama na pewno mam w głowie kupę przekonań które mnie ograniczają.

Jedno główne przekonanie jakie mamy to to że bycie szczęśliwym to nie dla mnie. Odniesienie sukcesu, zabawa, taki scenariusz że wszystko się udaje, nie, no gdzie, to niemożliwe. Musi być bieda, wiązanie końca z końcem, użeranie się z bliskimi, takie życie.

Takie nie jest życie, takie jest życie w Polsce aby :( mamy to tak głęboko wbite do łba że nawet nie aspirujemy do niczego więcej niż to życie na folwarku.

środa, 1 lutego 2012


Z badań wynika, że najbardziej tuczące są frytki. Osoby, które często po nie sięgały, po czterech latach przytyły o ponad 1,5 kg. O połowę mniej tuczące okazały się chipsy – w tym samym okresie powodowały wzrost masy ciała o 0,7 kg. Słodkie napoje oraz mięso i jego przetwory sprawiały, że po czterech latach uczestniczące w badaniach osoby przytyły średnio o około 0,5 kg. O połowę mniej tuczące okazały się ziemniaki gotowane, słodycze i desery.

Nieźle, w końcu znalazłam potwierdzenie moich przeczuć :D czekolada nie jest aż tak tucząca, w zasadzie jest najmniej tucząca z wszystkich tuczących rzeczy :) dalej też fajne rzeczy pisze ..

Lana Del Rey

Ciekawie. Bardzo ciekawie śpiewa. Ciekawy ma głos, szeroką skalę, ten niski brzmi trochę jakby udawała faceta albo była totalnie spitą babką która zaraz puści pawia, ten wysoki za to brzmi jakby.. jakby bardzo chciała zaśpiewać kobieco i łagodnie. W obu przypadkach jej nie wychodzi.

Ale podoba mi się to. Bo wygląda przez to bardzo autentycznie. Nie macha gołym tyłkiem i cyckami, nie szczerzy zębów non stop, w zasadzie w występach na żywo ma minę ma jakby miała wszystko gdzieś. Pewnie i ma. Córka milionera tyle pisze na wiki, może więc jej nie zależy specjalnie.

Ale porusza bardzo mnie ten głos, muzyka, i piosenki, takie proste słowa, niby od niechcenia. Kurde, i takie coś mi się podoba, nie musi być piękne, ładne, przewidywalne, na jedno kopyto. Bardzo wyrazista osobowość, naprawdę nadaje klimat muzyce, no i porusza, uczy na nowo odkrywania świata. No i taki jest dla mnie sens sztuki..

I nawet osoba tworząca sztukę może osobiście mieć z nią g wspólnego, czasem może nawet o tym nie wiedzieć że coś tworzy (np. pijąc rano herbatę przy uchylonym oknie). A najgorsza to jest sytuacja odwrotna. Gdy ktoś uważa się za artystę naśladując to co wg. niego stanowi wspólne cechy ludzi których sam uważa za artystów, i nic ponad to, no może jest z tego bardzo dumny. Tworzy się instytucja artysty jako rodzaj społecznego zaspokajacza ego. Tak samo jak bycie geekiem. Tylko sposób na poczucie się wyjątkowym, innym, lepszym, kimś ponad przeciętniakami. Stare jak świat.

wtorek, 31 stycznia 2012

Miłość to wielka siła.

Miłość to wielka siła. Staram się nie pamiętać ale co parę lat coś wytrąci z równowagi i wszystko wraca. I oprócz łez bierze mnie też ten podziw, w obliczu czegoś takiego po prostu brak słów. I nie da się, nie da się tego wytłumaczyć komuś kto tego nie przeżył. Zostają tylko blade romantyczne brednie.

sobota, 28 stycznia 2012

"No przecież nie chodzi dosłownie"

Tak sobie myślę, relatywność, potężne narzędzie manipulacji psychicznej.. czytałam fora o odchudzaniu i tak mnie to zastanawia.. np. ta dieta Dukana, i te przepisy. Robią te bułeczki ze specjalnej mąki żeby nie było żadnych węglowodanów, pytają się gdzie tą mąkę zdobyć, kombinują bo sernik Dukana opada, czym zastąpić to czym tamto, bo nie może być żadnego cukru w diecie. A potem jakaś baba pisze "Ja to sobie codziennie rano jem łyżeczkę cukru. No bo tak sobie myślę no jak to, bez żadnego cukru, przecież to niebezpieczne, organizm potrzebuje cukru". Kto inny normalnie herbatę słodzi bo uważa że cukier w herbacie to nie cukier, albo że jak w diecie pisze że ma być bez cukru no to "przecież jasne że nie chodzi dosłownie". O rany!

To stwierdzenie "no bez przesady", "przecież nie chodzi dosłownie", "to tak się tylko mówi", i w ten sposób wszystko można przekręcić, w zależności od potrzeby. I ta sama osoba będzie się zamartwiała że przytyje bo zamiast 30dkg otrębów wsypała 60dkg do ciasta, przez co podniosła się ilość węglowodanów, a to że rano piła herbatę z cukrem to już nieistotne. I Polska podpisuje ACTA bo "bez przesady, nie będzie nikt z USA ścigał studenta z jakiejś mieściny że sobie pobrał piosenkę". Skąd taka niekonsekwencja, uparte poleganie na jakimś magicznym "bez przesady".

Swoją drogą jakie te panie muszą być wkurzające dla facetów. Tak sobie myślę gdybym była facetem i moja miła by na tych forach siedziała i do sklepu latała po tą mąkę, i piekła te bułeczki całymi dniami a wieczorem wpieprzała pączki "bo bez przesady", to by mnie chyba szlag trafił. I rozumiem dlaczego mówi się że kobiety są głupie, no bo sory, trochę to wygląda żałośnie. "Jestem na diecie, kochane wspierajcie mnie, już udało mi się zrzucić 1kg!" "A od kiedy jesteś na diecie?" "Od wczoraj, ale czuję że to dobry początek". No, chyba do kibla poszła po prostu.

I kolejna refleksja, na tych forach albo piszą że się zaczynają odchudzać, albo że nie mogą schudnąć. A jakoś nikt nie pisze "Hej, zaczęłam się ostatnio robić troszkę za gruba, i wtedy zaczęłam mniej jeść i teraz znowu ważę tyle co wcześniej, pozdrawiam." No jasne że nie piszą bo po co. Na forum się przychodzi z problemem a nie z jego brakiem. Więc sobie myślę że czytając takie forum można sobie dokładnie wyrobić zdanie na temat jakie podejście NIE JEST skuteczne w odchudzaniu. To samo odnośnie forum o złamanych sercach i tym podobnych. Też można sobie fajnie przeanalizować czego NIE NALEŻY robić ;)

Ale wracając do pierwszego zdania, skoro ludzie (masowo) się zachowują w pewnych kwestiach niekonsekwentnie oznacza to że jest jakaś luka w ludzkim logicznym rozumowaniu, przez którą można wcisnąć praktycznie każdą ściemę. Czy na tej zasadzie nie działa religia, no chyba tak. Gorzej że znacznie więcej tam można wcisnąć.

Osobiście nie rozumiem tego mechanizmu. Obserwuję go u ludzi ale nie widzę go u siebie, może po prostu trudniej to zobaczyć u siebie.

Też nie lubię tych stwiedzeń "jest tak, bo tak". I koniec. Są ludzie którzy inaczej nie potrafią funckjonować chyba zjadł by ich niepokój gdyby w swojej głowie poddali cokolwiek w wątpliwość. To jest ok, jeśli im tak wygodniej, czemu nie. Ale chyba tak właśnie postrzegają ludzi wierzących ateiści. Jako osoby "jest tak bo tak" i się ze mną nie kłóć, bo rzucę na ciebie klątwę. I nie waż się zadawać trudnych pytań, mam swoją religię i ją szanuj. No fakt, przypomina klapki na oczach. Kiedyś ksiądz w szkole powiedział że to właśnie gdy nie jesteś pewien, wahasz się, masz wątpliwości, kiedy zadajesz pytania, to właśnie znaczy że jesteś na dobrej drodze. Że to właśnie jest postawa osoby wierzącej, a nie stuprocentowa pewność i bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego co powiedzą w kościele. Bardzo mi to zapadło w pamięć, szkoda że tym co tak źle postrzegają ludzi wierzących żaden ksiądz w dzieciństwie tego nie powiedział. Bo są osoby wierzące które wiarę pojmują na zasadzie diety Dukana. I wtedy rzeczywiście lepiej być ateistą.

piątek, 27 stycznia 2012

Wczoraj kolejna rozmowa z osobą od monologów. Okej, coś się w końcu we mnie ruszyło, zaczęłam myśleć, zadawać sobie pytania, chyba to wpływa na mnie pozytywnie.. trochę się zaczęłam budzić z tego pracoholicznego ciągu ostatniego roku.. Bo tak fajnie pogadać z kimś kto ma mnóstwo czasu na wszystko, całymi nie robi nic innego tylko sobie rozmyśla. To daje taką inną perspektywę.

Zadaje niewygodne pytania, porusza niewygodne tematy, ale nie po to żeby wszystkich zatkało, sam sobie te pytania zadaje, i próbuje odpowiedzieć na nie. Kurczę, wybiera naprawdę trudną drogę, tak generalnie w życiu. Staram się zrozumieć tego człowieka, już powoli zaczynam momentami łapać jego tok myślenia, rozwalił mnie wczoraj totalnie kilka razy przy czym gdybym to usłyszała wcześniej to bym w życiu nie zczaiła o co chodzi, pomyślałabym że coś bredzi. No i zauważyłam że poza tym że przerażał mnie zawsze tymi monologami i przemyśleniami to jest poza tym całkiem normalnym chłopakiem, nawet ostatnio udaje mi się prowadzić z nim rozmowę zamiast tylko słuchać monologów, które były bardzo męczące nawiasem.

Tak sobie dzisiaj pomyślałam chyba to wynika że jego umysł musi bardzo łatwo kojarzyć ze sobą odległe tematy. Generalnie jest to cecha niewielu ludzi, większość ludzi ma tą mapę skojarzeń dość rzadką i połączone są tylko elementy leżące blisko siebie. Ale im więcej skojarzeń, im bardziej odległe, im bardziej abstrakcyjny poziom myślenia, tym to musi być bardziej rozpraszające, pojawia się setki tematów do przemyśleń i człowiek zaczyna tonąć w tym wszystkim. To wyjaśnia czemu większość ludzi ma ten zakres kojarzenia ograniczony, łatwiej jest funkcjonować wtedy.. i to skakanie z tematu na temat, z początku wydawało się całkiem losowe i nieprzewidywalne, teraz zaczynam widzieć te połączenia, no faktycznie.. no ale rozwala, nie powiem.

czwartek, 26 stycznia 2012

PMS

Jak mnie wkurza. Wszystko mnie dzisiaj wkurza.

Jeden gość. Przyjdź na śnieżki. Nie mam czasu, pracuję. Oj weź będziesz pracować, no chodź, będzie fajnie. (Podstawówka kurde.) To spotkaj się ze mną na mieście na obiedzie jutro. Nie jadam obiadu na mieście, gotuję własny i jem w pracy. Następnego dnia rano: To daj znać jak będziesz szła jutro na zajęcia to się spotkamy. Już dawno mnie nie ma w domu bo siedzę w pracy od 7 rano, ja już dawno nie chodzę na zajęcia tylko do pracy, przecież wiesz. A o której kończysz. Boniu...

Kolejny gość. Cześć. Dzisiaj idę na obiad o 12. Aha.. A ty, jesz dzisiaj obiad? Jem. A może chcesz pójść ze mną na obiad. Nie dziękuję, mam własny. Aha, ale ja i tak pójdę. O dwunastej pójdę na obiad, sam pójdę. I będę sobie jadł. Aha.. A wieczorem.. będę sobie siedział i grał na gitarze. Aha.. I będę sobie pił pyszną herbatę z rumem. I ktoś mnie może oczywiście odwiedzić, zawsze. Aha, no, dziękuję ale nie raczej. I gapi się potem na mnie cały czas. Wstaję od biurka, gapi się na mnie, idę do kibla gapi się na mnie, wracam gapi się na mnie, mamy spotkanie projektu gapi się na mnie. Wymiękam. Właśnie poszedł do domu. I zanim poszedł czułam że się na mnie gapi, stąd wiedziałam że idzie do domu, nawet się bałam podnieść wzrok znam klawiatury, jakby czekał na coś, niby na co.

Jeden ciągle coś ode mnie chce, drugi chce kontrolować na każdym kroku co robię. Dlaczego zawsze przyciągam takich ludzi?

Albo wczoraj. Eee czeeeść, to coo tam u Cieebie słychać, wyglądasz na zmęczoną. A wiesz, ja też jestem zmęczony, a to dlatego że robię taki projekt, że.. i 20 minut wycięte z życiorysu. Mojego. I mi tłumaczy jak ma dużo pracy i jak mało czasu na to. I co z tego, ja też mam kurna dużo pracy i mało czasu dlatego wolałabym pracować a nie słuchać jego pierdół. I ciągle jak ze mną rozmawia to całą swoją osobą czuję tą obrzydliwą lepkość, blee! Dobrze wiem dlaczego ze mną rozmawia, dobrze wiem dlaczego ci wszyscy jego pokroju do mnie lgną, pod płaszczykiem "czy wszystko ok, może potrzebujesz pomocy" się próbują wepchnąć i wyrwać coś dla siebie. Widzę to na wylot. Wystarczy że się uśmiechnę a ten już na coś liczy. Potem pakuje rękę pod stołem myślałam że go trzasnę na tym piwie a ten się uśmiecha tylko jak ten debil. Rzygać się chce.

czwartek, 19 stycznia 2012

Bardzo interesująca rozmowa z bardzo interesującą osobą

Bardzo interesująca rozmowa z bardzo interesującą osobą. "Czasem tak rozmawiam z ludźmi ale o czym rozmawiam, no jedyne co przychodzi mi do głowy to wymienianie faktów, opowiadam czego się ostatnio dowiedziałem, ale tak sobie myślę że nawet jeśli ta druga osoba powie mi czego ona się dowiedziała to jest trochę bez sensu bo równie dobrze mógłbym w tym momencie czytać książkę na ten temat zamiast tracić czas na rozmowę, i na pewno dowiedziałbym się więcej i bardziej rzetelnych informacji z tej książki. Więc nie widzę za bardzo sensu rozmowy z ludźmi. No, jest jescze opcja szukania co mamy wspólnego i rozmawiania o wspólnych zainteresowaniach, ale tutaj znowu, co, będę zadawać głupie pytanie "czym się interesujesz", i co rozmawiać po raz setny o muzyce na przykład? I zawsze pojawia się ten problem o czym rozmawiać, co samo w sobie może być już tematem do rozmowy ale jakże oklepanym. Mogę też prowadzić monolog jak teraz, i szczerze mówiąc to wychodzi mi najlepiej, z drugiej strony nie cierpię słuchać jak ktoś opowiada mi o sobie. A ty, umiesz prowadzić monolog? Mogłabyś coś teraz tak poopowiadać, bo do tej pory nic za bardzo nie mówiłaś. To o czym myślisz w tej chwili?" Eee... Jakże ciężko się ustosunkować. W każdym razie bardzo ciekawy przypadek..

.. i tak sobie myślę jeśli on w ten sposób rozmawia z innymi ludźmi, czy kiedykolwiek mu się zdarzyło poprowadzić jakąś prawdziwą rozmowę z kimkolwiek?

środa, 11 stycznia 2012

Opieprz w stylu fińskim

"Ja bardzo przepraszam, ale zastanawiałem się, tylko nie to że ja się chcę kłócić, ale tylko zastanowiły mnie te hałasy, i ja tak tylko z ciekawości przyszedłem sprawdzić co się dzieje"

Grzeczniej się chyba nie da..