środa, 1 lutego 2012

Lana Del Rey

Ciekawie. Bardzo ciekawie śpiewa. Ciekawy ma głos, szeroką skalę, ten niski brzmi trochę jakby udawała faceta albo była totalnie spitą babką która zaraz puści pawia, ten wysoki za to brzmi jakby.. jakby bardzo chciała zaśpiewać kobieco i łagodnie. W obu przypadkach jej nie wychodzi.

Ale podoba mi się to. Bo wygląda przez to bardzo autentycznie. Nie macha gołym tyłkiem i cyckami, nie szczerzy zębów non stop, w zasadzie w występach na żywo ma minę ma jakby miała wszystko gdzieś. Pewnie i ma. Córka milionera tyle pisze na wiki, może więc jej nie zależy specjalnie.

Ale porusza bardzo mnie ten głos, muzyka, i piosenki, takie proste słowa, niby od niechcenia. Kurde, i takie coś mi się podoba, nie musi być piękne, ładne, przewidywalne, na jedno kopyto. Bardzo wyrazista osobowość, naprawdę nadaje klimat muzyce, no i porusza, uczy na nowo odkrywania świata. No i taki jest dla mnie sens sztuki..

I nawet osoba tworząca sztukę może osobiście mieć z nią g wspólnego, czasem może nawet o tym nie wiedzieć że coś tworzy (np. pijąc rano herbatę przy uchylonym oknie). A najgorsza to jest sytuacja odwrotna. Gdy ktoś uważa się za artystę naśladując to co wg. niego stanowi wspólne cechy ludzi których sam uważa za artystów, i nic ponad to, no może jest z tego bardzo dumny. Tworzy się instytucja artysty jako rodzaj społecznego zaspokajacza ego. Tak samo jak bycie geekiem. Tylko sposób na poczucie się wyjątkowym, innym, lepszym, kimś ponad przeciętniakami. Stare jak świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz