piątek, 15 czerwca 2012

Abstrakcja..

Jest gościu niesamowity. Dzisiaj patrzyłam i patrzyłam jak mówi, jak opisuje co ma do zrobienia, co zrobił, z czym są problemy, gdzie są wątpliwości.. łooo, musi mieć swietną wyobraźnię przestrzenną, i myślenie abstrakcyjne. Momentami prawie można było zobaczyć co jest w krórym miejscu dookoła jego głowy, prawie wyciągał ręce żeby tą rzecz dotknąć, obejrzeć, przyjrzeć się bliżej. Pokazywał w przestrzeń gdy o czymś mówił, ruchem głowy nieznacznym, gdy zmieniał temat patrzył już w inne miejsce. A pozostałą część czasu siedzał tylko ze spuszczoną głową i zmarszczonymi brwiami, jakby wyłączony z tego co się dzieje dookoła. Tylko wybuch śmiechu od czasu do czasu zdradzał że jednak słucha co się dzieje, i to bardzo intensywnie słucha. Ten jego śmiech mógłby nawet zabrzmieć nie na miejscu i dziwnie, wręcz szaleńczo, bo nikt inny się nie śmiał ani nie żartował. Może ktoś pomyślał że śmieje się z czego co mu się przypomniało, że zatopiony jest tak we własnych myślach. Ale myślę że po prostu na bardzo własny sposób wszystko odbiera i interpretuje. Przy tym nie obchodzi go reackja innych, nie to że jest głupio zarozumiały jak na początku mi się wydawało, ale to wygląda jakby wiedział już, że wszystko co robimy na tej planecie to tylko niezręczne błazeńskie próby, że wszystko jest w gruncie rzeczy przewidywalne i mało znaczące, i w zasadzie głównie zabawne. Podoba mi się to podejście.

I, ono również myślę wynika z wysokiej zdolności myślenia abstrakcyjnego. Hmm ciekawe, pewnie różni ludzie mają tą zdolność rozwiniętą na różnym poziomie. Może ciekawa byłaby próba oceny tego u konkretnych osób, ciekawe czy nie jest czasem tak, że łatwiej mi się dogadać z ludźmi którzy myślą bardziej w ten sposób.

środa, 13 czerwca 2012

I w cierpliwości wytrwam w samotności.


Siedząc bez ruchu czułam jak przedziera się, przez kolejne warstwy, próbuje się dostać na powierzchnię, uczucie rozbicia i pustki. I jak bardzo wdzięczna byłam sobie, czasowi, i za te wszystkie chwile gdy nie dałam rady, bo teraz już wiem, bo teraz już umiem, stworzyć powłokę, przez którą moje myśli mnie nie zranią. A czuję jak wwiercają się od spodu, próbują stworzyć oskarżenie, beznadzieję, dramat. Patrzę na to wszystko z boku, i tak, i wiem że w gruncie rzeczy niczym jestem i nikim. I śmiać mi się chce na moje myśli na moje zwidy urojenia. Siedzę tam tak i obserwuję swój chory świat, z którego i tak nigdy się nie wydostanę. Rezygnacja. W spokoju wytrwam co najgorsze, a wiem że to dopiero nadchodzi.
 I co, powie ktoś nie przejmuj się, nawet nie wiesz kiedy życie się odmieni. Oj nie. Że co, że ktoś mnie znajdzie weźmie za rękę, wyprowadzi stąd? O nie. Nie ma takiej osoby, każdy zajęty jest swoimi sprawami a  moja osoba nie gra w tym żadnej roli. Że ktoś mógłby mnie chcieć poznać, sama bym nie chciała. Nie daję się już nabrać na bzdety. Wyrosłam ze złudzeń. Wracam do punktu wyjścia. Do zimnej polarnej krainy. Ale teraz przynajmniej mam namiot.
Moim zadaniem nie jest znalezienie kogoś. Przyjaciół, partnera. Moim zadaniem jest nauczenie się żyć samemu. Wysłali cię na militarne szkolenie żebyś umiał szybko się zabić. Na nic innego i tak nie będzie szans.

Możesz się miotać, możesz się żalić wszystkim wokół, możesz krzyczeć że to niesprawiedliwe, może nawet spróbujesz szantażować los, mówić że jeszcze trochę i się całkiem poddam - ale gdy naprawdę się poddasz, nie powiesz nic tylko weźmiesz sznur. Jest ogromna różnica między zwykłym smutkiem a moim teraz. Na zwykły smutek człowiek się nie godzi, jest jego ofiarą. Spada samolot i spada. Boimy się, mamy nadzieję. A teraz spadł. I nie, nikt nie przeżył. I tak, rozpieprzył się w drobny kurna mak. I tak, nie szukam już niczego. Nie czekam już na nic.

Całe moje zachowanie w stosunku do ludzi, całą powierzchowność mam wyuczone. Wystarczy na kilka tygodni sobie odpuścić i czuję się jak niepełnosprawna umysłowo. Nic się nie zmieniło. Bo ludzie się nie zmieniają. I nie mam dziś siły grać.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Też bym tak chciał

Nie rozumiem trochę niektórych ludzi. Czasem jest spotkanie reintegracyjne w pewnym mieście w Polsce. Ktoś nie przyjedzie bo ma dużo nauki. Bo za daleko, aż 300km. Bo nie ma kasy na bilet. Kurde. Ja kombinuję jakie połączenie samolotowe znaleźć żeby być na te parę dni, a innym się nie chce dupy ruszyć z miasta do miasta. A potem narzekają jakie to życie nudne. Że też by chcieli tak imprezować, jeździć, mieć znajomych. Koleżanka napisała że nie pojedzie na wycieczkę swoich marzeń co się nadarzyła (w dość elastycznym terminie), bo ma wesele, i do tego pracować musi. Przecież są weekendy. Przecież są dni wolne, można wykminić urlop. Przecież jest autostop, przecież nie jesteśmy niewolnikami. A niestety niektórzy tak żyją.

Nie wiem, jak pojechałam o tak o sobie po Europie to wszyscy mówią ale super, ale ci fajnie, też bym tak chciał/chciała. No to pytam na co czekasz? Co cię trzyma? Aaa, bo.. Nie masz kasy, na autostop i couchsurfing dużo nie trzeba, jak wynajmiesz komuś mieszkanie na ten miesiąc to ci się zwróci, nie masz czasu, masz miesiąc urlopu w roku, więc co? No... że ci się tak chce.

Kurczę czy naprawdę jest aż tak źle że chęci są właśnie tym czego brakuje by zrealizować marzenia? Trochę głupie, co..

Jasne, ktoś powie że w Polsce się nie da, że nie ma pracy, nie ma środków, ale wcale nieprawda, nie trzeba zaraz lecieć z biura podróży nie wiadomo gdzie (co i tak może być tańsze niż się wydaje). Zorganizowanie głupiego wyjazdu nad jezioro ze znajomymi już było nie lada wyzwaniem. Bo jak zwykle, nie ma czasu, nie ma pieniędzy, no i jeszcze na koniec pogoda nie taka. A potem wspominanie przez kilka lat jak to super było wtedy nad jeziorem. Kurde.. przecież.. 7zł bilet, jeden weekend. Życie dzieje się właśnie tu i teraz, nie ma sensu odkładać życia na później.

niedziela, 3 czerwca 2012

"Tyle o sobie wiemy ile nas sprawdzono" :(

W dziwny pokraczny sposób zawierała znajomości, niecierpliwie rzucając wszystko na pierwszy ogień, zabierając obcym całą frajdę z procesu poznawania się. Bez żadnych oporów opowiadała obcym o najintymniejszych szczegółach swojego życia, o ile chcieli słuchać. Tego szukała, kogoś kto będzie słuchał, kto będzie umiał ją poznać. Najlepiej i tak czuła się we własnym towarzystwie. W ciągłym poczuciu że jest inna, lepsza, ledwie zwracała uwagę na to co się działo dookoła. Kłębiące się uczucia i emocje utworzyły plątaninę stwierdzeń i urwanych zdań, pomysłów, i olśnień. W jednej chwili ktoś zostawał przyjacielem, ktoś inny kochankiem. Nie było już reguł, nie było logiki, nie było nawet sumienia. W tej ucieczce przed nadciągającą przepaścią, wyrzucała za burtę wszystko co udało się odciąć, oderwać. Nie potrzebuję niczego, myślała. Tak dostosowała swój tryb życia by łatwiej było w tym wirze wytrwać, na tej huśtawce pozytywnych i negatywnych emocji.