środa, 5 grudnia 2012

Następny koniec świata

To jak chodzenie po linie. Jeden zły krok i lecisz. Na moment odwrócisz uwagę i lecisz. Spojrzysz w bok i lecisz. Tak łatwo mi wypaść z emocjonalnej równowagi. To jest jak jakaś substancja psychoaktywna, jak alkohol, jak napad. Po tym jak minie nie rozumiem wcale o co mi chodziło. Pamiętam czasy gdy w tym stanie byłam prawie non-stop. Liceum. Potem było lepiej, zostawało już tylko na parę tygodni, dni, teraz czasem udaje się już w jeden dzień z tym uporać. Ale co w życiu sobie namotam to namotam. Wysyłanie wiadomości, wydzwanianie, "musimy porozmawiać", "bo mi się wydaje", "męczy mnie to", "już nie mogę", "zostaw mnie w spokoju", "albo pogadamy teraz albo nie chcę cię znać", "nienawidzę cię". W momencie gdy to piszę wydaje się to takie prawdziwe i oczywiste. I wszystko w uczuciu totalnego rozbicia, poczuciu zagrożenia, jakby conajmniej trzecia wojna światowa się rozpętała. Jakby ktoś chciał mnie zabić. Czuję że muszę się bronić, że zrobię wszystko żeby oddać cios, jeszcze zanim nadejdzie. Emergency. Ogromny stres. Nie mogę myśleć, chcę gdzieś uciec, się schować. w osobach na których mi zależy nagle widzę największych wrogów.

Staram się wtedy nic nie robić. Idę do domu, śpię. Tłumaczę sobie że to tylko kolejny napad, że nie mam racji, że wszystko co w tym momencie dociera do mojej świadomości jest zniekształcone przez mój strach. Że nie wolno mi sobie ufać. Czasem się udaje przeczekać. Czasem nie. Czasem zaczynam wierzyć w to, i podejmować działania. Kiedyś jak przeszło nie potrafiłam się przyznać że byłam w błędzie. Teraz chociaż potrafię, przyznać się przed sobą. Dzięki temu nauczyłam się z tego stanu trwale wychodzić.

Tylko jak to potem wyjaśnić drugiej osobie? Jak to w ogóle wygląda dla innych? Myślę że niezbyt dobrze skoro właśnie w ten sposób tracę ludzi ze swojego życia. Chciałabym to zrozumieć, ten mechanizm. Ale się go boję. Gdy jestem w środku nie widzę niczego poza tą moją paranoją. Jak jestem na zewnątrz, jak teraz, to boję się do tego wracać myślami. żeby znowu w to nie wpaść.

Nie wiem jeszcze jak z tego wyjść. To jak ze snem. To jak z budzeniem się samemu w śnie. Bardzo ciężko jest się obudzić, nawet jeśli sobie człowiek zdaje sprawę że śni. Jedyne co pozostaje to czekać. Ale czasem już nie można znieść tego koszmaru. Czasem ma się ochotę skoczyć we śnie, uderzyć się, wpaść pod samochód, żeby tylko się obudzić. Wtedy wysyłam te durne wiadomości, i czasem daje to tego kopa którego mi było trzeba. Tylko że wtedy tracę ludzi. Tak się boję że znowu kogoś straciłam.

Jak to wyjaśnić? czy jest sens wyjaśniać? czy ktoś kto tak nie ma mógłby mnie w ogóle zrozumieć? Czy ktoś mógłby pomyśleć że jestem wariatką?

1 komentarz:

  1. Fakt, ja jeszcze nie rozumiem, ale czytam mając nadzieję, że oświecenie wkrótce przyjdzie...

    ps. czasem mi się wydaję, że wszyscy są wariatami którzy na siłę próbują stworzyć ten "normalny" świat, a do którego tak trudno się dopasować. dlatego, pytam: czy warto być "normalnym"? przecież zawsze będzie ktoś kto weźmie nas za wariata.

    OdpowiedzUsuń